Metodyści Kalisz
  • Start
    • Dla sceptyków
    • Dla niepraktykujących
    • Dla wierzących
  • O kościele
    • Kim jesteśmy
    • Historia Kościoła
    • W co wierzymy
  • Wesprzyj nas
  • Czego się spodziewać
  • Z życia Kościoła
  • Przeczytaj kazanie
  • English
  • Kontakt i dojazd
  • Facebook
Demo

  • Home
  • Przeczytaj kazanie

Filipian cz. 5

Written by metodysci-admin on 29 lipca 2016. Posted in Przeczytaj kazanie

List do Filipian cz 5

12- dążę do tego, by pochwycić, ponieważ zostałem pochwycony przez Chrystusa. Pisząc o usprawiedliwieniu do Rzymian, czy Galacjan Paweł koncentruje się na pewności usprawiedliwienia, które już jako wierzący otrzymaliśmy. W liście do Filipian w szczególny sposób podkreśla on jednak perspektywę wieczności. Maluje przed Filipianami obraz przyszłości. Ale nie przyszłości w perspektywie pięciu lat, lecz ich przyszłości w wieczności, gdy powróci Chrystus. W szczególny sposób chce podkreślić aspekt wiecznego życia- najlepsze jest wciąż przez nami!
Dlaczego  Paweł to robi? Odpowiedz jest w wersetach 18-21. W kościele Filipian pojawili się ludzie nauczający, że wszystkim, co Bóg obiecał możemy w pełni cieszyć się tu, na ziemi. Więcej, celem wierzących powinno być zdobywanie „rzeczy ziemskich”. Ziemskie rzeczy oznaczają to, co najbardziej ceni świat: sukces zawodowy, piękny dom, drogi samochód, rodzina jak z prospektu reklamowego, uznanie i wpływ w społeczności, władza i oczywiście, piękny wygląd. To jest to, za co nasi znajomi, którzy nie poznali jeszcze Pana oddaliby wszystko. Najpopularniejsze dziś usługi to takie, które pomagają ludziom osiągnąć któreś z wymienionych przeze mnie rzeczy. W żadnej z wymienionych przeze mnie rzeczy nie ma nic złego. Nie są one grzechem same w sobie.  Jednak Paweł przestrzega Filipian przed nauczycielami, którzy głoszą, że celem chrześcijaństwa jest pościg za ziemskimi rzeczami. Przestrzega przed takim skoncentrowaniem na karierze, dzieciach, pieniądzach, domu, samochodzie, rozwojowi  talentu, który staje się idolem- bożkiem. Wtedy to któraś z tych rzeczy jest faktyczną sprawiedliwością dla nas, a nie sprawiedliwość Chrystusa.

Paweł pisze, że bogiem takich ludzi jest ich brzuch (3,19). Oznacza to że konsumpcja dóbr doczesnych staje się celem. Przecież- argumentują tacy nauczyciele- Jezus po to umarł, byśmy wszystko, ale to wszystko odebrali tu, na ziemi!

Taki pogląd nazywa się w teologii dominionizmem.
Jaki jest efekt takiego życia?

Chrystus i jego krzyż znika sprzed naszych oczu. Nie chcemy „uczestniczyć w cierpieniach Jego (Jezusa) stając sie podobni do Niego w Jego śmierci.” Wszystko co wiąże się z ponoszeniem strat uznane jest za przekleństwo a nie błogosławieństwo.

To, co jest twoją faktyczną sprawiedliwością, to, co cię faktycznie nakręca, jest najbardziej realne dla ciebie niż Bóg, niż życie wieczne i , i z czasem będziesz poświęcał wszystko inne, by to mieć.

W końcu jednak pozbawi cię to radości. Pozbawi cię to pokoju. Będziesz się martwił.

Właśnie na radości i pokoju skupia się Paweł w pierwszej części czwartego rozdziału.

Czym jest radość?
Radość, to uniesienie, które pojawia się, gdy cieszysz się Bogiem i jego zbawieniem.
Uniesienie, czyli niezatapialność. Choć nieustannie szatan, grzech i świat próbują cię zatopić, ty wciąż wyskakujesz jak korek na powierzchnię. Jesteś jak wańka- wstańka.
Jak ta radość się ujawnia? Gdy przypominasz sobie to, co masz dzięki Bogu.
Przeciwieństwem radości nie jest smutek. Ponieważ Biblia wiele razy wspomina że możesz być radosny nawet, gdy się smucisz.
Szczęście przychodzi jako rezultat dostania tego, co chcesz. Radość jest głębsza, przychodzi z pewności, że już masz to, co liczy się naprawdę.
Szczęście jest cieszeniem się błogosławieństwami, bardziej, niż tym, który je zsyła.
Dawid pisze: wlałeś w me serce większą radość, niż posiadają ci, którzy mają obfitość zboża i wina. Ich radość jest w zbożu-dużym stanie konta, moja radość jest w Bogu, który jest właścicielem wszechświata i da mi wszystko, czego potrzebuję.
Paradoksalnie, dopiero wtedy możesz cieszyć się przyjemnościami życia naprawdę: jedzeniem, seksem, podróżami.
Czym jest pokój?
Pokój- głębokie przekonanie że Bóg kontroluje twoje życie. Nasz tekst mówi, żeby powierzać Bogu prośby z dziękczynieniem. To znaczy, że mówisz Bogu tak: Panie, tak bardzo pragnę tego! Jednak cokolwiek zrobisz, jak odpowiedz na moją prośbę, już teraz  za to dziękuję. ”
To daje pokój. Przekonanie, że Bóg trzyma twoje życie w swoich rękach. Że wszystko w końcu będzie
Przeciwieństwem pokoju jest troska. Jest ona brakiem zaufania, że Bóg kontroluje twoje życie.

Tylko wtedy będziesz mógł żyć w radości i pokoju niezależnie co przyniesie ci życie  jeśli będziesz miał właściwą perspektywę.
Brak perspektywy oznacza złe widzenie rzeczywistości.
Czym jest perspektywa?
To oglądanie rzeczywistości względem położonego w dali punktu odniesienia.
Tylko wtedy to, co bliskie będzie miało właściwe kształty.
Podobnie jest z nami.
Perspektywą chrześcijańską jest życie wieczne. Powrót Chrystusa, nowe niebo i nowa ziemia. Paweł w liście do Filipian maluje wszystkie tematy w perspektywie wiecznego życia. Pisze o relacjach, pieniądzach, przyjemnościach, kłopotach z perspektywy wieczności.

Czemu? Ponieważ wiesz, że są to małe przedsmaki nieba. Ciesząc się nimi, ogarnia cię radość z niesamowitej przyszłości która cie czeka. Myślisz: jak piękny jest ten hotelowy pokój z widokiem na morze! Jak pięknie musi być w niebie! Jak pyszne jest to śniadanie! Ale jak wspaniałe będzie jedzenie tam, w niebie! Jak cudownie spędzać czas z tymi, których kocham! Ale jak cudownie będzie spędzać wieczność z samym Panem! Możesz cieszyć się happy endem filmu, który obejrzałeś, bo wiesz, że ciebie czeka prawdziwy happy end! Najlepsze dopiero przede mną!
Pizza przed wyjazdem do Rzymu.
„Wziąwszy pod uwagę szczodre obietnice zawarte w Ewangelii, wygląda na to, że Chrystus Pan uważa nasze pragnienia nie za zbyt silne, lecz za zbyt słabe. Tak jak u nieświadomego dziecka, które zadowala się lepieniem babek w brudnej piaskownicy, bo nie wie, czym jest obietnica spędzenia wakacji nad morzem – nie ma w naszych sercach entuzjazmu i oszałamiamy się alkoholem, seksem oraz ambicją, chociaż mamy obietnicę osiągnięcia nieskończonej radości. Zbyt łatwo nas zadowolić” C.S.Lewis Brzemię Chwały
Zatem perspektywa wieczności daje ci radość i pokój zarówno wtedy, gdy jest źle, jak i wtedy, gdy jest dobrze.

Ale jak mam pokonać ten brak nadziei i ta troskę?
Jak mogę cieszyć się w trudnych sytuacjach i być pełen pokoju?

Głoś ewangelię samemu sobie.

To robił Dawid, gdy smutek i troski ogarniały jego duszę.
”Wróć duszo moja do spokoju swego, bo Pan był dobry dla ciebie” Ps 116,7
Dawid prosił, by Pan przywrócił mu radość z wybawienia.
Dziękuj za to, co zrobił dla ciebie Jezus.
Ekscytuj się tym, co cię czeka.

W książce Władca Pierścieni, podczas oblężenia grodu Minas Tirith, Gandalf pociesza swojego małego przyjaciela. Hobbit Pippin jest wystraszony. Boi się bólu, boi się śmierci. Boi się, co będzie dalej. Jak pociesza go Gandalf?

Pippin: Nie myślałem, że to skończy się w ten sposób.

Gandalf: Skończy? To nie koniec podróży. Śmierć to tylko kolejna ścieżka, którą wszyscy musimy podążyć. Znika szara, deszczowa zasłona tego świata i wszystko spowija srebrzysty blask. A potem widzisz…

Pippin: Co, Gandalfie? Co widzę?

Gandalf: Białe wybrzeże. I to, co za nim… daleką zieloną krainę, skąpaną w blasku wschodzącego słońca.

Pippin: To chyba nie jest takie złe.

Gandalf: Nie, nie jest.

Nasza nadzieja leży po drugiej stronie. W dalekiej zielonej krainie zwanej: niebo. To miejsce jest realne. To miejsce jest prawdziwe. Śmierć jest tylko przejściem na drugą stronę. Tam spotkamy sie z tymi którzy odeszli przed nami.  Ale przede wszystkim, tam spotkasz sie z tym, który pokonał śmierć- Jezusem.

Zakończę słowami pastora Timothy Kellera:

„Największe rozkosze jakichkolwiek zaznałeś- podziwianie pięknych miejsc, smak pysznych potraw, czy spełnienie w miłosnym uścisku- są jak krople rosy w porównaniu z bezmiarem oceanu radości, płynącej z oglądania Boga twarzą w twarz. To jest to, na co czekamy, nic mniej. Zgodnie z Biblią, to chwalebne piękno i nasza radość z niego zostały nam darowane w odkupieniu przez Jezusa Chrystusa z grzechu i śmierci. ” Tim Keller

  • Continue Reading

Chrzest – czemu chrzcimy dzieci?

Written by metodysci-admin on 13 lipca 2016. Posted in Przeczytaj kazanie

Chrzest – czemu chrzcimy dzieci?

1) Ponieważ wierzymy, że jest to biblijne.

2) ponieważ wiara jest darem, a nie uczynkiem

3) ponieważ chrzest niemowląt jest obrazem ewangelii

Ad 1. Chrzcimy dzieci, ponieważ wierzymy, że dzieci były włączane w chrzest swoich rodziców. Piotr stwierdza, że obietnica odpuszczenia grzechów w chrzcie oraz otrzymanie Ducha Świętego odnosi się do tych, którzy uwierzyli oraz do ich potomstwa. Nasuwa się pytanie – czy dopiero wtedy, gdy to potomstwo dorośnie i stanie się świadome tego, co chrzest oznacza?

Nie.

Żydzi, którzy byli słuchaczami kazania Piotra włączali swoje dzieci w Stare przymierze poprzez obrzezanie już w ósmym dniu życia dziecka. Nie czekali aż dziecko dorośnie i zrozumie, co się stało. Nowy Testament porównuje chrzest do obrzezania. Oczywiście, istnieją różnice pomiędzy obrzezaniem a chrztem. Jednak istnieje także pomiędzy nimi relacja ciągłości, którą łatwo zauważyć, jeśli patrzymy na całe Pismo z perspektywy odkupieńczo-historycznej. Z tej perspektywy obrzezanie jawi się nam jako znak Starego Przymierza; chrzest natomiast jest znakiem Nowego Przymierza. Obrzezanie, jako pieczęć i znak Starego Przymierza zostało dane Abrahamowi na podstawie wiary: „i otrzymał (Abraham) znak obrzezania jako pieczęć usprawiedliwienia z wiary, którą miał przed obrzezaniem…”(Rz.4,11). To znaczy, że wiara Abrahama poprzedzała obrzezanie.

Aha! – powiesz – zatem wiara powinna poprzedzać chrzest!

Nie tak szybko…

Jednak Rz.4,13 rozszerza to przymierze również na potomstwo Abrahama. Widać to wyraźnie, gdy czytamy 1 Moj.17,10. „A to jest przymierze moje, przymierze między mną a wami i potomstwem twoim po tobie…“

Czy wejście potomstwa Abrahama w to przymierze miało mieć miejsce dopiero, gdy osiągną wiek wystarczający do zrozumienia, co przymierze oznacza? Nie. Już ósmego dnia po urodzeniu każdy męski potomek miał być obrzezany: „Każde wasze dziecię płci męskiej, po wszystkie pokolenia, gdy będzie miało osiem dni, ma być obrzezane (…) i będzie przymierze moje na ciele waszym jako przymierze wieczne (1Moj. 17,12-13).

Podobnie, jak w przypadku Abrahama, tak w przypadku dorosłej osoby, która uwierzy i ma się ochrzcić, wyznanie wiary jest niezbędne przed chrztem. Księga Dziejów Apostolskich pokazuje pierwsze pokolenie wierzących – każdy przypadek chrztu, który tam widzimy, dotyczy osób dorosłych i poprzedzony jest wiarą. Jednak w Dziejach nie ma ani jednego przykładu chrztu potomstwa pierwszych wierzących, którym każe się czekać do wieku świadomego. Widzimy natomiast wzór podobny, jak w przypadku obrzezania i Starego Przymierza. Za każdym razem, z wyjątkiem eunucha etiopskiego, gdy Dzieje opisują chrzest dorosłej osoby jest dodane, że ich cały dom (oikos) był chrzczony. Gdy poruszeni do głębi słuchacze pytają, co mają czynić, by być zbawieni, Piotr odpowiada: „Nawróćcie się i dajcie się ochrzcić na odpuszczenie grzechów, a otrzymacie dar Ducha Świętego.“ (Dz.2,39). Następnie dodaje, że obietnica ta odnosi się do słuchaczy oraz ich potomstwa. Widzimy tu ten sam wzór co w przypadku Starego Przymierza i obrzezania.

Ad 2. powstaje więc pytanie – jak to małe dziecko może uwierzyć?

Przecież warunkiem chrztu jest wiara! To, że dziecko nie jest zdolne, by wierzyć jest najsilniejszym argumentem przeciwników chrztu dzieci. Warunek chrztu się nie zmienia; niezależnie, czy chrzczona jest osoba dorosła czy dziecko wiara jest konieczna. O jakiej jednak wierze możemy mówić w przypadku niemowlaków? Są dwa sposoby odpowiedzi na to pytanie. Bardziej popularne rozwiązanie, którego zwolennikiem byli reformatorzy Zwingli i Kalwin, zakładało, że chrzest dokonuje się na podstawie wiary rodziców i tzw. sponsorów (dawny odpowiednik rodziców chrzestnych).

Bardzo łatwo dowieść z Biblii, że Bóg działa w oparciu o wiarę innych osób. Przykładem może być uzdrowienie paralityka, którego czterech przyjaciół opuściło na łożu przez dach do stóp Jezusa. Czytamy, że „Jezus widząc wiarę ich rzekł paralitykowi: Synu, odpuszczone są twoje grzechy.“ (Mat.9,2-5). Choć Bożą wolą jest by każdy wierzący posiadał osobistą wiarę w Chrystusa, w pewnych sytuacjach Bóg może udzielić mu łaski na podstawie wiary innych ludzi. Tego rodzaju wspólnotowe podejście do wiary było charakterystyczne dla ludu Izraela. Nikt nie oczekiwał, że obrzezane niemowlę ma osobistą wiarę. Jednak wierzono, że jest ono włączone w przymierze na podstawie wiary rodziny. Zadaniem rodziny było wychować to dziecko w wierze, aż będzie zdolne samo zrozumieć i uwierzyć w Boga Przymierza. Podobnie z chrztem – jego ważność była uzależniona nie od wiary dziecka lecz dorosłych, którzy to dziecko przynosili przed Boga, i zobowiązywali się do wychowania dziecka w wierze w Chrystusa, aż będzie zdolny uwierzyć sam za siebie. Przykład skuteczności wiary rodzica względem dziecka widzimy w  1Kor.7,14. Paweł pisze tu, że wystarczy wiara jednego z rodziców, by dziecko było święte.

Inne rozwiązanie problemu wiary dzieci proponował Luter. Stanowczo sprzeciwiał się idei wspólnotowej wiary. Luter dowodził, że Bóg honoruje i udziela wiary osobistej. Dlatego Luter był zdania, że Bóg podczas chrztu udziela wiary chrzczonemu dziecku. Ponieważ wiara jest darem Boga, udzielanym gdy jest głoszone Słowo Boże, Luter uważał, że skoro podczas chrztu głoszone Słowo Boże łączy się z wodą, Bóg udziela wiary chrzczonemu dziecku. Na zarzuty, że przecież dziecko nie może mieć wiary, ponieważ nie ma zrozumienia tego, co dokonał Chrystus, Luter przypominał, że za wzór wiary Jezus stawiał dziecko, a nie osobę dorosłą. Cytował słowa Pana: „Jeżeli się nie nawrócicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Bożego“ (Łk.18,15-17).

Wiara ma dwa wymiary. Jeden z nich to zrozumienie. Możesz uwierzyć w Chrystusa, gdy zrozumiesz, co oznacza jego śmierć i zmartwychwstanie. Jednak wiara jest czymś więcej, niż zrozumieniem. Jest zaufaniem pomimo braku zrozumienia (na przykład, Bóg nigdy nie wyjaśnił Hiobowi, dlaczego ten cierpiał). Dlatego Jezus jako przykład doskonałej wiary dał dziecko. Dziecko nie musi zrozumieć a jednak może wierzyć, może ufać. W rzeczywistości, nasz intelekt często stoi na przeszkodzie wierze. Dlatego Jezus mówi, że musimy stać się jak dzieci. Przykład, że dziecko może mieć wiarę znajdujemy w Ps.71,5-6. Dawid wyznaje: „Tobie ufałem od urodzenia…“ Jezus powiedział: „kto zgorszy jedno z tych małych dzieci (gr.mikron) które wierzą we mnie…” Mat.18,6. Może być to trudne dla naszego intelektu, ale Biblia wskazuje, że Bóg może udzielić wiary nawet małemu dziecku. Z tego powodu chrzest niemowląt, zdaniem Lutra, jest chrztem wierzącego.

Podsumowując: podstawą chrztu dziecka jest wiara – bądź to wiara rodziców i kościoła (do momentu dojrzałości wiary osobistej), bądź osobista wiara udzielona przez Boga w trakcie ceremonii chrztu poprzez Boże Słowo.

Czego uczy nas chrzest dzieci?

Po pierwsze, że w czasie, gdy nasza wiara słabnie, możemy być niesieni wiarą kościoła, aż Pan nas odnowi. Po drugie, uczestnicząc w chrzcie dziecka przypominamy sobie, że wiara nie jest przede wszystkim naszym uczynkiem składanym Bogu, by On coś dla nas zrobił. Wiara nie jest czymś, co wypracowujemy, zdobywając w pocie czoła coraz więcej masy wiary, niczym mięśnie na siłowni.

W reakcji na brak osobistej wiary, my, ewangeliczni chrześcijanie zrobiliśmy z wiary niemal dyscyplinę naukową. Mówimy: „musisz zbudować swoją wiarę w uzdrowienie! Dopóki tego nie zrobisz, Bóg nie może działać w twoim życiu!“ Naiwnie wydaje się nam, że gdy będziemy czytać, czy słuchać Bożego Słowa, a następnie je wyznawać, wiara automatycznie się pojawi. Jednak choćbyśmy czytali Biblię 24 godziny na dobę, i równocześnie wyznawali wszystkie jej obietnice, nic nam to nie pomoże jeśli… Bóg nie udzieli nam wiary. Wiara jest darem Boga (Ef.2,8; Flp.1,29; Kol.2,12) Jezus Chrystus jest sprawcą i dokończycielem naszej wiary (Hebr.12,2). Choć wiara przychodzi przez Boże Słowo i Bóg nie będzie go słuchał i czytał za nas, to musimy przypominać sobie, że wiara nie jest naszą zasługą. Nie jest naszym uczynkiem, na podstawie którego Bóg nam błogosławi. Za każdym razem, gdy widzimy, jak chrzczone jest małe dziecko, które jeszcze nic nie mogło zrobić dobrego, na nic zasłużyć, jedynie słuchać i przyjmować,  mamy szansę utwierdzać się w łasce ewangelii.

Ad 3. Chrzest dziecka jest obrazem ewangelii.

Jeśli chrzest jest tym, co my robimy, by pokazać Bogu nasza wiarę, chrzest jest uczynkiem. Jeśli natomiast chrzest jest tym, co Bóg robi dla nas, ponieważ my nie możemy zrobić tego dla siebie- chrzest obrazuje ewangelię. Wierzymy, że chrzest jest sakramentem, to znaczy, że podczas tej ceremonii Bóg poprzez fizyczny symbol wody faktycznie udziela swojej łaski. W Kol.2,11 jest napisane, że nasze obrzezanie, czyli chrzest, „nie jest dokonane ręką ludzką.“ To oznacza, że sam Chrystus go dokonuje. Dlatego Paweł nazywa chrzest obrzezaniem Chrystusowym. Chrzest jest Bożą aktywnością, a nie ludzką. Choć ludzka ręka administruje wodę na ciało człowieka, to Boska ręka administruje łaskę na serce człowieka (Dlatego nazywamy chrzest sakramentem). Chrzest to coś więcej, niż obraz, symbol ewangelii. Chrzest to uobecnienie ewangelii – Bóg faktycznie udziela podczas chrztu swojej łaski, na podstawie tego, co zrobił dla nas Chrystus, a nie na podstawie tego, co my robimy dla Niego.

Jaką łaskę? – możemy spytać. Czego dokładnie Bóg dokonuje podczas chrztu?

Po pierwsze, „wyzucia się z ziemskiego ciała“. (2,11). Obrzezanie polegało na odcięciu kawałka skóry z intymnej części ciała mężczyzny lub chłopca. Paweł nawiązuje do tego w obrazowy sposób ucząc, że podczas chrztu nasza stara, upadła natura zostaje od nas „odcięta“. Jesteśmy „odcięci“ od tzw. grzechu pierworodnego, który dziedziczymy od urodzenia po Adamie. Paweł kontynuując temat, zmienia nagle metaforę: Chrzest jest pogrzebem tej starej, kochającej grzech natury. Apostoł rozwija tą myśl w Rz.6,4 pisząc: „Pogrzebani tedy jesteście wraz z Nim przez chrzest w śmierć, aby jak Chrystus wskrzeszony został z martwych tak i wy nowe życie prowadzili.“

Po drugie, podczas chrztu Bóg odradza nas do życia wiecznego (co widzimy również w wersecie z Rz.4). Chrzest jest narodzinami natury Chrystusa w nas. (2,12-13). Podczas chrztu Bóg odpuszcza nam wszystkie grzechy (2,13) oraz uzdalnia do nowego życia w Chrystusie. To wymaga zajrzenia w trzy inne miejsca w Biblii, gdzie odrodzenie łączy się z wodą chrztu: J.3,5 – kto się nie narodzi z wody i z Ducha nie może wejść do królestwa Bożego. Ef 5,26- Chrystus oczyszcza nas kąpielą wodną przez Słowo. Zwróćmy ponownie uwagę, że to Chrystus nas oczyszcza, a nie my. Również, pomimo że woda jest obecna, to nie ona nas oczyszcza lecz Boże Słowo. Właśnie tą kartą grał Marcin Luter ucząc na temat chrztu: jego skuteczność nie zawdzięczamy wodzie, lecz Bożemu Słowu. O jakie konkretnie Słowo chodziło Lutrowi? Słowo samego Chrystusa, który nakazał: „idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.“ (Mat.28,19). A następnie: „Kto uwierzy, i zostanie ochrzczony, będzie zbawiony…” (Mk.16,16)

Trzeci fragment łączący chrzest z duchowym odrodzeniem to Tyt.3,5-7. Chrystus zbawił nas nie ze względu na to, co dobrego robiliśmy, lecz ze względu na swoje miłosierdzie „przez kąpiel odrodzenia” i odnowienie przez Ducha Świętego. Tego Ducha Bóg wylał na nas obficie przez Chrystusa. Widzimy, że Duch Święty który dokonuje odnowienia czyni to podczas chrztu. (Duch Święty sprawia, że już tu na ziemi doświadczamy obietnicy wiecznego życia i odrodzenia, którego w pełni doświadczymy, gdy powróci Chrystus i otrzymamy nowe, chwalebne ciała – 1Kor.15). Więc to dzięki Duchowi Świętemu rodzimy się na nowo poprzez kąpiel odrodzenia. To odrodzenie jest możliwe, ponieważ jesteśmy usprawiedliwieni w oczach Boga. Usprawiedliwienie to przyjmujemy również podczas chrztu (Tyt.3,7). Chociaż w naszym fragmencie z Kolosan nie ma bezpośredniej wzmianki o usprawiedliwieniu w chrzcie, to werset 14 nawiązuje do niego: „Bóg wymazał obciążający nas list dłużny, który się zwracał przeciwko nam ze swoimi wymaganiami.“ Chodzi tu o wymagania Prawa, które wypełnił za nas Chrystus, żyjąc doskonale zamiast nas, oraz umierając, niosąc naszą karę za to, że my złamaliśmy Boże prawo (ewangelia „w pigułce”). Otrzymaliśmy Jego sprawiedliwość, którą przyjmujemy w chrzcie. Dzięki niej Bóg może nas odrodzić przez Słowo i Ducha, a nie ukarać oddaleniem sprzed swojej obecności  ponieważ nie przeszliśmy pozytywnie inspekcji.

Ale dlaczego woda, która w Starym Przymierzu jest najczęściej symbolem sądu (np. potop, morze czerwone) dla nas staje się symbolem zbawienia i oczyszczenia? Gdy Jezus umarł na krzyżu jeden z żołnierzy przebił jego bok, z którego wypłynęła nie tylko krew ale i woda. Woda zmieszana z krwią, którą przelał Jezus mówi coś do nas! Mówi, że Chrystus na krzyżu doświadczył sądu za nas, byśmy my doświadczyli łaski ratunku i odrodzenia ku wiecznemu życiu. Gdy będziesz obserwatorem chrztu, czy będziesz widział gdziekolwiek chrzcielnicę, wdzięcznie pomyśl o Jezusie. On cię uratował od sądu,  usprawiedliwił do relacji ze sobą, odrodził ku życiu wiecznemu. Niech wspominanie chrztu daje ci łaskę  byś trwał w swoim zbawieniu. Amen.

  • Continue Reading

Filipian cz. 2

Written by metodysci-admin on 13 lipca 2016. Posted in Przeczytaj kazanie

Filipian cz. 2

Rozważamy właśnie List do Filipian. Jak pamiętamy, jest to jeden z najradośniejszych listów Pawła, skierowany do kościoła, do którego apostoł zwraca się w sposób wyjątkowo wylewny, o którym pisze z nieukrywaną dumą, ale równocześnie troską. Ze słów Pawła możemy wywnioskować, że kościół w Filipii – rzymskim mieście na terenie greckiej Macedonii, dotknięty został problemami i podziałami, które dotykają także kościołów i wspólnot współczesnych.

Kiedy czytamy werset „z bojaźnią i drżeniem zbawienie swoje sprawujcie”, pierwsza myśl, która pojawia się w naszej głowie, to pytanie: ale jak to? Czy to oznacza, że nie jestem jeszcze zbawiony? Czy mam na to zbawienie pracować? Ale przecież wcześniej dowiedzieliśmy się, że zbawienie osiągalne jest dla nas za darmo, z łaski. Wystarczy, mówili, że wyznam ustami, że Jezus jest Panem i zbawiony będę. Może zatem Paweł tym razem przeżywał chwilę religijnej nerwicy, która popchnęła go w kierunku podjęcia próby nakłonienia kościoła do powrotu do uczynków i zarabiania na swoje zbawienie? A tak naprawdę nie jest istotne jak żyjemy, wszak skoro już zostaliśmy zbawieni i Bóg nas kocha, to jakie znaczenie mogą mieć nasze uczynki? Wszak łaska zatryumfowała, po co jeszcze coś do niej dokładać?

Aby znaleźć właściwą odpowiedź na te pytania, musimy przede wszystkim uświadomić sobie, czym jest i co oznacza dla Pawła „zbawienie” i do czego ten termin się odnosi. Otóż widzimy, że termin ten używany jest, nie przez przypadek, w Biblii w trzech czasach gramatycznych. Zostaliśmy zbawieni. Jesteśmy zbawiani i będziemy zbawieni. Zostaliśmy zbawieni od kary za grzech. Czytamy w liście do Rzymian 3,25, iż „Bóg uczynił go ołtarzem przebłagania. Przez wiarę, w Jego krwi objawił swoją sprawiedliwość, aby odpuścić grzechy popełnione uprzednio w czasie cierpliwości Bożej.” A zatem, skoro kara za grzech spadła już na tego, który grzechu nie popełnił, to do czego nam jeszcze zbawienie? Na co wskazuje czas przyszły? Na zbawienie od konsekwencji od grzechów, na naszą przyszłą chwałę. Na życie, które odziedziczymy, gdy nastanie nowe niebo i nowa ziemia. Życie wolne od chorób, biedy, lęku i zmartwień. Życie, do którego wzdycha dzisiaj całe stworzenie, poddane skażeniu ze względu na skutki grzechu. Od czego zatem zbawiani jesteśmy teraz, dzisiaj? Dzisiaj, zbawiani jesteśmy od samego grzechu, od jego niszczycielskiego wpływu na nasze osobiste życie, kościół i świat.

Grzech to słowo, które raczej nie robi furory w naszych czasach. W kulturze, w której przede wszystkim liczy się przebojowość i zabawa, mało uwagi przykłada się do środków, bardziej istotny jest zawsze cel i przyjemność. Jeszcze chyba nigdy tak bardzo dla ludzkości nie liczyła się powierzchowność i chwilowe doświadczenia, osiąganie sukcesu i zdobywanie nowych przedmiotów, a tak bardzo nieistotnym był charakter człowieka. Chociaż wraz z nadejściem wieku Oświecenia ludzkość triumfalnie ogłosiła nastanie czasów powszechnej sprawiedliwości, do dzisiaj tej sprawiedliwości nie możemy się doczekać. A przecież uznano już, że przyczyną wszelkich problemów ludzkich jest brak wykształcenia. Brak wystarczającej wiedzy, który nie pozwala ludziom dostrzec, jak nieistotne i błahe są problemy przez które nieustannie się zabiją. Powstał pogląd, zgodnie z którym wystarczy dotrzeć do ludzi z odpowiednią wiedzą, pokazać im, że lepiej jest szanować się niż nienawidzić i za jakiś czas dojdą oni sami do wniosków, że warto żyć w pokoju i uszanowaniu własnej odmienności. I pomimo tego, że powszechnemu dostępowi do edukacji zapewne zawdzięczamy wiele i dzięki niej świat stał się miejscem bardziej znośnym niż gdy jej nie było, to ciągle daleko nam do doskonałości. Najgorsze zbrodnie stały się w zeszłym wieku udziałem narodów, które najbardziej entuzjastycznie przyjęły hasła o sprawiedliwym świecie. Dzisiaj, kiedy spotykamy się tutaj, małe dzieci wygnane ze swoich domów przez wojnę i głód toną w odmętach Morza Śródziemnego, na plażach którego wkrótce opalać się będą bogaci turyści zachodniego świata. Czy mogliśmy się bardziej pomylić? Brak wykształcenia to poważny problem, ale prawdziwy problem leży daleko głębiej. To problem z naturą ludzką. Paweł nawołuje Filipian do zabiegania o zbawienie z bojaźnią i drżeniem, a sądzę, że dobór tych słów nie jest przypadkowy. Przecież to właśnie grzech spowodował, że jedyna osoba, która naprawdę zasłużyła by żyć musiała umrzeć śmiercią złoczyńcy. To grzech, a nie choroba, ubóstwo czy samotność (chociaż cierpienia te są bez wątpienia straszne) są naszym wrogiem, bo tylko grzech może skutecznie nas zabić. Biblia uczy, że naszym największym problemem jest zerwana relacja z Bogiem, a przyczyną tego jest właśnie grzech. Jest jak zakwas, jak trąd, wirus albo drapieżnik. Chrześcijański teolog i autor, Tim Challies napisał: „Grzech obiecuje radość, a przynosi ból, obiecuje szczęście, a przynosi wstyd, obiecuje życie, a przynosi śmierć, obiecuje wolność, a przynosi poczucie winy, obiecuje niebo, a przynosi piekło. Grzech zawsze, ale to zawsze jest kłamstwem”. Celem grzechu zawsze jest oddzielenie nas od Boga, aby w konsekwencji doprowadzić do duchowej śmierci. Słyszałem kiedyś o pewnej kobiecie, która hodowała w domu węża Boa (nie wiem, czy i na ile ta historia jest prawdziwa, ale stanowi świetną ilustrację). Karmiła go i pielęgnowała, a on rósł sobie zdrowy i beztroski żyjąc swoim wężym życiem. Ale pewnego dnia coś ją zaniepokoiło. Otóż wąż zamiast spać w akwarium zwinięty w kłębek jak miał w zwyczaju, zaczął w nocy kłaść się obok niej na łóżku wyprostowany. Zaniepokojona, czy aby coś mu nie dolega zabrała go do specjalisty, który jej wysłuchał, zbadał gada, a następnie popatrzył na nią uważnie i powiedział: proszę pani, jego zachowanie jest absolutnie normalne. On po prostu sprawdza, czy pani się w nim zmieści. Tak właśnie jest z grzechem. Możesz nazwać swojego węża Ciapek, Mruczek albo Fafulek ale to nie zmieni jego natury. On od początku szykuje się do konsumpcji. Albo go zagłodzisz, albo staniesz się jego daniem.

Acha! Możemy powiedzieć. A zatem rozumiem. Skoro zostałem zbawiony przez Jezusa od kary za grzech, to teraz moim zadaniem jest praca nad własną świętością.  To teraz ode mnie zależy, jak będzie wyglądać moje życie, prawda? Z łaski zostałem zbawiony od skutków grzechu, a z pracy jest zbawiany od samego grzechu. Nic bardziej mylnego! Spójrzmy, co dalej pisze Paweł „Albowiem Bóg to według upodobania sprawia w was i chcenie i wykonanie”.  A zatem? Paweł daje jednoznaczną odpowiedź, że tak naprawdę inicjatorem i sprawcą zmiany w naszym życiu jest zawsze Bóg. Tak jak z jego łaski zostaliśmy zbawieni, tak z jego łaski jesteśmy zbawiani, czyli uświęcani, uwalniani od grzechu i jego wpływu na nasze życie. Jest to działanie od nas niezależne! Jezus mówiąc o Królestwie Bożym przyrównał je do ziarna, które rzucone w glebę obumiera, potem wzrasta i wydaje plon, bez względu na to, co w tym czasie robi siewca. To Boża miłość i dobroć sprawiają, że się zmieniamy i stajemy podobni do niego. Coraz bardziej cierpliwi, sprawiedliwi, zdolni do poświęcania i do walki o sprawiedliwość. Uświęcenie i zbawienie są nierozłączne, jak dwie strony tej samej monety, a obecność jednej jest przyczyną sprawczą i dowodem na istnienie drugiej. Nie ma zbawienia bez zmiany życia. I życie nie może się zmienić, jeśli nie było prawdziwego nawrócenia i zbawienia. Tylko Bóg ma moc, by przemienić nasze złe, skupione na sobie serca.

Zaraz, zaraz, możesz powiedzieć, ale przecież chwilę wcześniej czytałeś, że to my mamy sprawować zbawienie, no więc w końcu kto? To Bóg czy my? Jak rozwiązać tę kabałę? Odpowiedź jest prosta: to Bóg inicjuje zmiany, ale to od nas zależy, czy na te zmiany odpowiemy. I to jest jedyna możliwa opcja. W innym wypadku, gdyby wszystko zależało tylko od Boga, to cała zabawa w życie byłaby bez sensu, bylibyśmy tylko marionetkami w jego ręku pozbawionymi wolnej woli, a z drugiej strony, gdyby wszystko zależało teraz od nas, to dobra nowina byłaby tak naprawdę najgorszą nowiną z możliwych. Wielokrotnie próbowałem o własnych siłach stać się lepszym człowiekiem i każdy kolejny upadek był bardziej spektakularny od poprzedniego. Odpowiedzialność, która wiązałaby się z tym byłaby nie do udźwignięcia, a skutki katastrofalne. Jaki jest nasz udział a jaki Boga w całym tym procesie? Sto procent Boga i sto procent nasz. Tak jak Jezus jest w stu procentach Bogiem i równocześnie w stu procentach człowiekiem, tak samo Bóg wykonuje nas swój plan i my sami na ten plan musimy odpowiedzieć. Dlatego myśląc o uświęceniu, musimy myśleć o nim jako suwerennym akcie Boga, bo to daje nam bezpieczeństwo i pokój, że ten projekt po prostu się uda. Zdejmuje z naszych pleców ciężar odpowiedzialności za sukces tej misji. A z drugiej strony o konieczne jest nasze zaangażowanie, bo bez tego moglibyśmy siedzieć z założonymi rękami w przekonaniu, że wystarczyło powiedzieć „Jezus jest Panem” i na tym koniec. Nie ważne jak żyjemy, nie ważne kim się stajemy. Ale wypowiedzenie tej słynnej formuły, to nie koniec, lecz dopiero początek. Ten werset mówi „jeśli w sercu swoim uwierzysz”, a jaki jest znak tego, że naprawdę uwierzyłeś? Odpowiedziałeś Bogu na jego wezwanie do świętości. Tylko Bóg może zmienić nasze serca, ale to my zmieniamy nasze postępowanie.

Jak to zrobić? Jak praktycznie sprawować to zbawienie? Uczynić Jezusa najcenniejszym w naszym życiu. Przekładając termin „sprawować zbawienie” na język świecki, oznaczałoby ono, pracę i zabieganie o to, co dla ludzi jest najważniejsze. Jeśli najważniejsza dla mnie jest kariera, podporządkuję swoją rodzinę, przyjaźnie i rozwój właśnie pod karierę. Poświęcę wszystko, żeby osiągnąć sukces. Jeśli najważniejsza dla mnie jest rodzina, to podporządkuję pracę, czas i pieniądze pod rodzinę. A jeśli najważniejszy dla mnie jest Jezus? Podporządkuję swoje życie pod Jezusa! Co takiego obiecuje nam grzech, że dajemy mu się zwieść, że słuchamy go, chociaż wiemy, że koniec końców będziemy rozczarowani? Czego szukamy w pogoni za sukcesem? Uznania? Czego szukamy poświęcając wszystko dla dzieci i drugiego człowieka? Miłości? Intymności? Czego szukamy w dążeniu do coraz większego bogactwa? Bezpieczeństwa? Wpływu? Kariera, finanse, czy drugi człowiek, to same z siebie są rzeczy dobre, ale w momencie kiedy zastępują nam Boga, same stają się bogami, idolami, które zawsze łamią nam serca. Szukamy w nich tego, co znaleźć możemy tylko w Jezusie. I kiedy to zrozumiemy, dopiero wtedy, możemy naprawdę się od nich uwolnić. To wszystko, co one nam obiecują, a nie mogą dać, daje nam Jezus. I aby nam to dać, musiał zapłacić olbrzymią cenę. Spotkało go to, co spotkałoby nas, gdyby nie on. Nasze życie dzisiaj pokazuje na ile wierzymy, że to rzeczywiście prawda. Nasza odpowiedź na jego zaproszenie do życia w świętości pokazuje nam, w którym miejscu naprawdę jest nasze serce. Żeby to się stało rzeczywiste w naszym życiu, musimy przypominać sobie o tym codziennie. Każdego dnia musimy szukać Boga w modlitwie i jego łaski aby dostrzec tę prawdę, każdego dnia musimy szukać go w jego Słowie, abyśmy byli w stanie zobaczyć, jak powinno wyglądać nasze życie. Do czasu, gdy całe nasze życie będzie przemienione przez ewangelię.

Paweł pisze do Filipian, że mają być jak światło w ciemności dla ludzi w tym świecie, a przez konkretny grzech (podziały) nie wypełniają swojego przeznaczenia. Tak właśnie ma się sprawa z nami: Bóg przeznaczył nas, żebyśmy żyli życiem, które wskazuje na Jezusa, przeznaczył kościół, aby świadczył światu o Bożej miłości i dobroci, a kiedy dajemy się zwieść grzechowi, stajemy się dokładnie jak ten świat. Abyśmy mogli świecić w tym świecie, Jezus, ten który zawsze chodził w świetle, bo sam był światłem, musiał zapłacić ogromną cenę. Kiedy umierał, zapadła ciemność, dla niego jednak była to ciemność o wiele gorsza niż ta, która zapadała nad Jerozolimą, ciemność kosmiczna, pozbawiona obecności tego, bez którego nie może istnieć życie. Mrok, w którym nie ma żadnej nadziei, bo mrok, w którym nie ma Bożej obecności. Jednak miłość Jezusa do ciebie i do mnie była tak wielka, że choć cierpiał ból, którego nie możemy sobie nawet wyobrazić, zrobił to chętnie. Zrobił to, bo wiedział, że dzięki temu zostaniemy uratowani przed gniewem i sądem, na który zasłużyliśmy. Bo to była jedyna droga, aby pojednać nas z naszym Stwórcą. Zdecydował się dotknąć wiecznej ciemności, abyśmy my mogli chodzić w światłości. Niech największą motywacją dla nas, aby żyć życiem, które podoba się Bogu będzie miłość do niego. Tak jak Jezusa, miłość do zaprowadziła na krzyż, niech nasza miłość do Niego zaprowadzi nas do życia, które przynosi mu radość. Amen.

  • Continue Reading

Filipian cz.3

Written by metodysci-admin on 6 lipca 2016. Posted in Przeczytaj kazanie

Filipian cz. 3

Dlaczego, choć Kościół mówi o dobrej nowinie tylu ludzi jej nie słyszy? Ponieważ spełnia się na nas  powiedzenie: „to, co robisz, krzyczy tak głośno, że nie słyszę tego, co mówisz.” Nasze życie powinno uwiarygodniać to, co mówimy – powinno odzwierciedlać ewangelię.

Ten sam problem Paweł chciał rozwiązać w kościele Filipian.

Choć list jest optymistyczny, Paweł wie, że wspólnota Filipian nie jest bez problemów. Dwie diakonice, Ewodia i Syntycha nie mogą dojść do porozumienia w jakiejś sprawie i ich spór odbija się na całej wspólnocie. Ten brak jednomyślności jest zagrożeniem dla służby ewangelii. Jak można głosić, że Jezus oddał życie za nas, podczas gdy ludzie widzą, że my walczymy o swoje racje?

Dlatego Paweł opisuje Filipianom zasadę : „moje życie za twoje” (Fil.2,3-4) a potem, wiedząc, jak niemożliwe jest by o własnych siłach tak postępować, pokazuje im postawę Jezusa.

Paweł naucza: ” jeśli chodzi o relacje miedzy wami, to miejcie taką postawę względem siebie, jaką miał Chrystus wobec Ojca”

Następnie opisuje dobrowolny proces uniżenia Chrystusa w trzech fazach.

Zanim je omówimy, musimy wiedzieć, że ten fragment niekoniecznie jest autorstwa Pawła. Paweł prawdopodobnie cytuje tu wczesnochrześcijańskie wyznanie wiary lub hymn, który mógł być częścią wczesnochrześcijańskich nabożeństw. Fragment ten jest tak bogaty teologicznie, że dziś zaledwie na niego zerkniemy. To tak, jakby odwiedzić Rzym, wykupić wycieczkę po Watykanie i ostatni jej punkt, kaplicę Sykstyńską przebiec mając jedynie 5 minut. Właśnie to spotkało mnie i moją żonę podczas podróży poślubnej i do dziś odczuwam ogromny niedosyt. Gdyby Biblia była pasmem górskim to ten fragment stanowiłby jeden z jego najwyższych szczytów. Zachęcam was do nauczenia się go na pamięć i w wolnych chwilach wracania do niego, by zgłębiać jego bogactwo.

My jednak przebiegniemy naszą „kaplicę Sykstyńską” zerkając na proces uniżenia Jezusa.

  1. Jezus staje się człowiekiem. Paweł zaznacza, że Jezus jest w pełni Bogiem: „On, istniejąc w postaci Bożej…“ użyte tu słowo: „morfe” nie oznacza jedynie zewnętrznej postaci lecz istotę rzeczy. Chrystus jest w pełni Bogiem: wieczny, wszechmocny, wszechobecny, wszechwiedzący. Jednak ograniczył siebie przyjmując ludzkie ciało. Choć stał się w pełni człowiekiem, pozostał również w pełni Bogiem. W konstantynopolskim wyznaniu wiary mówimy, że Chrystus jest „współistotny Ojcu”.

Paweł pisał do Filipian 20-30 lat po śmierci Jezusa. A cytuje fragment który jest prawdopodobnie starszy, niż jego list. To znaczy, że już pierwsze pokolenie chrześcijan czciło Chrystusa jako Boga.

Z innych fragmentów Nowego Testamentu wiemy, że Jezus był świadomy swojej boskości.

Niektórzy uczą, że Jezus stając się człowiekiem, nie mógł nic zrobić jako Bóg, nawet, jeśli by chciał. Jednak w Ogrodzie Getsemane, gdy Piotr w obronie Pana odciął ucho słudze kapłana, Jezus spytał: „Czy myślisz, że gdybym poprosił, Ojciec nie mógłby wystawić legionu aniołów by mnie uratować?” Uniżenie Jezusa było więc uniżeniem dobrowolnym.

To tak, jakby w swojej talii kart miał najsilniejszą kartę, której mógłby użyć, jednak gra kartami słabymi.

Dlaczego Jezus się ograniczył? Dla relacji z nami. Istota relacji polega na tym, że ograniczamy się dla innych. Ograniczenie oznacza nie korzystanie z prawa do … Jeśli skorzystasz z tego prawa, dostaniesz to, czego chcesz, ale kosztem relacji. Dlatego Bóg wybrał tą drogę, zamiast objawienia się w pełni swojej mocy i zmuszenia wszystkich do poddania.

  1. Jezus przyjmuje postać sługi.

Pan mógł urodzić się w rodzinie królewskiej, mającej wpływy. Jednak wybiera rodzinę „przeciętnego Kowalskiego” i małe miasteczko na swoje urodzenie.

Uniżenie jest zwycięstwem. Przyjęcie postawy sługi zwycięża. Dlatego Bóg wielce Go wywyższył. Choć to wywyższenie dokonało się poprzez zmartwychwstanie i wniebowstąpienie, pełna jego realizacja nastąpi gdy Chrystus powróci. Wtedy wszyscy ludzie zobaczą Go w jego chwale i potędze, i padną na kolana.

Podobnie jest z nami. Gdy na wzór Jezusa, przyjmujemy postać sługi, to doświadczymy wywyższenia zachowując relacje. To wywyższenie jest wywyższaniem przez Pana, a nie samopromocją. Częściowo doświadczamy go na ziemi lecz w pełni doświadczymy go gdy powróci Pan. Jego wywyższenie będzie naszym wywyższaniem. Dlatego wiele razy w liście Paweł zachęca Filipian by mieli perspektywę wieczności, nie pokładając całej nadziei w tym świecie.

  1. Jezus umiera na krzyżu. Paweł mówiąc o służeniu ma na myśli służbę ewangelii, a nie jedynie służeniu tymczasowemu dobru ludzi.

Proces uniżenia Jezusa nie kończy się na przyjęciu postawy sługi. Twoim celem nie jest pomoc by ktoś osiągnął sukces i znaczenie, lecz by zaufał Chrystusowi. Wielu ludzi, nie znających Pana ma postawę służenia. Być może przeczytali w bestsellerze motywacyjnym, że taka postawa ich wypromuje do osiągnięcia ich największego marzenia. Jednak celem naszej służby jest ewangelia. My się mamy troszczyć o zbawienie ludzi. Dlatego Paweł pisze, że Chrystus był posłuszny aż do śmierci i to śmierci krzyżowej. Czy widzicie, jak Paweł podkreśla rodzaj śmierci? To była śmierć krzyżowa.

Kiedyś wydawało mi się, że gdy Żydzi pojmali Jezusa, to oddali go Piłatowi na sąd, bo sami nie mogli go zabić. Jednak Szczepana mogli ukamienować. Dlaczego zatem Jezusa postawili przed Rzymskim sądem? Ponieważ zależało im, by został ukrzyżowany. Gdyby tak się stało, to legenda Jezusa umarłaby z nim, ponieważ każdy Żyd wiedział, że „przeklęty jest każdy powieszony na drzewie”. Jezus kończący życie na drzewie krzyża miał być dowodem na to, że umarł przeklęty przez Boga. Że to, co głosił było bluźnierstwem. A głosił, że jest Mesjaszem, więcej, że jest Bogiem. Wiec niech zobaczą wszyscy że Bóg go przeklina za bluźnierstwo!

I faktycznie, Jezus umiera na krzyżu. Faktycznie, jest przeklęty, wyszydzony przez ludzi. Umiera w hańbie. Każdy chciałby umierać w chwale, mając dobrą opinię, mając rodzinę wokół. Jezus umiera samotnie, w hańbie, ze złą opinią, uczniowie są nim rozczarowani. Najgorsze, że sam Bóg się od niego odwraca!

Nie może być nic gorszego!

Czy to nie jest wielka przegrana?

Nie.

To pozorna przegrana.

Jezus umiera w taki sposób ponieważ zajmuje nasze miejsce. Robi to dla naszego zbawienia. To wielka tajemnica, którą Paweł pojął. Ta miłość, ta mądrość zdobyła go i poświęcił się służbie tej tajemnicy, którą jest ewangelia – dobra nowina, że Jezus pozornie przegrywając zwyciężył. Podobnie my, choć nie jesteśmy Bogami, powinniśmy być świadomi tego, że jesteśmy jego dziećmi. Nasza służba nie wynika z niskiej samooceny, nie jest zasługiwaniem na akceptację jakiejś osoby lub grupy. Będąc świadomy jak wysoki jest mój status, wybieram, by służyć na Bożą chwałę.

Jak to działa dla nas?

Jeśli jeszcze nie zaufałeś Chrystusowi, to uniż się! Dostrzeż, że jesteś zgubiony bez Chrystusa! Przecież On przyszedł i stał się człowiekiem dla ciebie! On umarł za twoje grzechy. Przyjmij dar jego zbawienia! Uwierz w to, że jesteś zbyt grzeszny, by siebie zbawić, ale że On tak Cię kocha, że już cię zbawił! On ograniczył siebie, by mieć relacje z tobą.

  • Continue Reading

Filipian cz. 4

Written by metodysci-admin on 28 czerwca 2016. Posted in Przeczytaj kazanie

Filipian cz. 4

Nie ma dobrego odpowiednika w języku współczesnym na słowo: „usprawiedliwiony”. Mi kojarzy się ono z lekcją matematyki w podstawówce, gdy próbowałem usprawiedliwić się, dlaczego nie odrobiłem pracy domowej. Lecz jakiekolwiek wymówki stosowałem,  przenikliwy wzrok nauczyciela zawsze wydawał się obnażać moje żałosne próby samousprawiedliwienia. Nie kończyło się to dobrze.

Jednak w czasach biblijnych termin „usprawiedliwienie” oznaczał coś o wiele głębszego, niż usprawiedliwienie nieprzygotowania do lekcji. Usprawiedliwienie oznaczało, że przeszedłeś pozytywnie inspekcję. Ktoś cię zbadał czujnym okiem i ocenił, że się nadajesz.

Czy sprawiedliwość w tym znaczeniu dotyczy nas dzisiaj? Bardziej, niż nam się wydaje.

Idziesz na pierwszą randkę. Chcesz wypaść dobrze, zostać usprawiedliwiony. Więc zakrywasz wszystkie wady. Na przykład, wiesz, że za dużo mówisz. Starasz się więc słuchać. Chcesz przykryć swoje gadulstwo. Chcesz przykryć to, co uważasz za słabe, brzydkie. Robisz to po to, by przejść pozytywnie inspekcję, by ta osoba zgodziła się mieć z tobą relację. Im ta osoba jest piękniejsza, inteligentniejsza, bogatsza, tym bardziej starasz się przykryć wady, by zostać usprawiedliwiony – przejść pozytywnie inspekcję.

Jeśli jednak nie zostaniesz usprawiedliwiony w oczach osoby, na której ci zależy, odczuwasz ogromny wstyd. Koszmarem dla wielu może być sytuacja, gdzie zostałeś zaproszony na jakąś uroczystość i okazało się, że jesteś zupełnie nieodpowiednio ubrany. Czujesz się nieusprawiedliwiony, oceniony negatywnie przez resztę. Choć fizycznie możesz być w środku tego wydarzenia, wewnątrz czujesz się wykluczony, właściwie sam siebie wykluczasz, szukając okazji by dyskretnie zniknąć.

Zatem potrzeba bycia usprawiedliwionym jest wpisana w naszą naturę. Wszyscy chcemy się komuś przypodobać, znaleźć czyjaś aprobatę. Na przykład rodziców, grupy rówieśniczej oraz współmałżonka.

Psychologowie radzą tak: przestań spełniać oczekiwania innych ludzi. Nieważne, co o tobie myślą! Ważne, co Ty myślisz o sobie!

Lecz kiedy będziesz wystarczająco dobrze myślał o sobie? Wtedy gdy będziesz spełniał swoje własne oczekiwania. Możesz je spełniać jedynie, gdy będą bardzo niskie. Czy jednak będziesz się wtedy szanował, mając tak niskie oczekiwania wobec siebie? Psychologia nie daje wystarczająco dobrej odpowiedzi na ten dylemat. Dlaczego? Ponieważ, jak słyszeliśmy tydzień temu, jest to głębszy problem. To problem grzechu.

Ale zadajmy takie pytanie: Jaki jest cel naszego usprawiedliwienia? Czy jedynie to, by czuć się dobrze sam ze sobą?

Nie przechodzimy inspekcji tak, jak przechodzisz badanie lekarskie. Podczas takiej inspekcji chcesz usłyszeć: jesteś OK, możesz iść do domu.

Ty chcesz usłyszeć: jesteś OK, zapraszam do środka.

Celem bowiem usprawiedliwienia jest relacja.

Paweł nie szuka jednak usprawiedliwienia w oczach innych ludzi, a nawet w swoich własnych oczach. Dla niego celem jest relacja z Bogiem. Paweł pisze: „By znaleźć się w Nim!…(Fil.3,9). „żeby poznać Go!” (Fil.3,10). Jesteśmy usprawiedliwieni w oczach Boga nie tylko od swoich grzechów, lecz do relacji z Nim. Nie chodzi tylko o zbawienie od piekła, ale zbawienie do nieba – nieba, którego istotą jest Boża obecność.

Lecz bez usprawiedliwienia, bez przykrycia nie mamy szans na relację z Bogiem. Co możesz jednak zrobić, jak bardzo możesz się zakryć, by Bóg, który wie wszystko, nie zobaczył cię, jakim jesteś naprawdę? Na randce może ci się uda, przynajmniej do ślubu. Lecz przed Bogiem jesteś na straconej pozycji! Nic, co zrobisz, nic co osiągniesz, nie przykryje twojego rzeczywistego stanu.

Ten dylemat jest jednym z głównych wątków w całym Piśmie świętym. Zaczyna się już w ogrodzie Eden, a kończy na weselu, gdzie my, jako Kościół, jesteśmy oblubienicą Chrystusa. Oblubienicą przykrytą doskonale bielą sukni sprawiedliwości. Przykryci, by mieć relację z Oblubieńcem.

Jak się ten dylemat zaczął?

Adam i Ewa byli nadzy, lecz nie wstydzili się (1Moj.2,25). Lecz gdy zgrzeszyli, po raz pierwszy odczuli wstyd, że są nadzy. Poczuli się nieusprawiedliwieni. Zrobili więc przepaski z gałęzi figowych, by zakryć swoją nagość (1Moj.3,7). Choć być może w swoich oczach byli przykryci, to w oczach Boga wciąż pozostali nadzy. Gałązki i liście figowe nie mogły zakryć ich grzechu przed Bogiem.

My postępujemy podobnie. Używamy naszych uczynków jako liści figowych. Następnie wybieramy jedną z dwóch dróg usprawiedliwienia siebie. Pierwsza polega na zduszeniu w sobie, wyparciu tego poczucia nagości przed Bogiem (Rz. 1). Odchodzimy wiec od Niego, szukając zaspokojenia w świecie. Jednak wciąż mamy potrzebę przykrycia, więc w miejsce Boga ktoś, lub coś innego staje się naszą sprawiedliwością – usprawiedliwia nasze istnienie. Może to być romantyczna relacja. Może to być sukces sceniczny. Może kariera.

Jeden z polskich reżyserów, który niedawno w tragiczny sposób stracił swojego syna, opowiadał, jak ta tragedia uświadomiła mu, że jego kariera była dla niego bogiem. Żałował teraz, że nie poświęcał więcej czasu rodzinie, ale ten idol, ten bożek wymagał od niego pełnego poświęcenia. Reżyser wyznał, że każdy kolejny film, który nakręcił, cytuję: „usprawiedliwiał moje istnienie.”

Druga droga to fałszywa pobożność. Właśnie to była droga św. Pawła. Jego faryzejska sprawiedliwość, dzięki której myślał, że jest przykryty, usprawiedliwiony w oczach Boga. To dzięki niej był usprawiedliwiony w grupie ludzi takich, jak on. Stworzył swoją listę sprawiedliwości: swoje pochodzenie, swoje dokonania, swoją pobożność, która była bez nagany. Fałszywa pobożność polega na czynieniu dobra, chodzeniu do kościoła, modlitwie, poście, służeniu ludziom w jednym celu: by dzięki temu zostać usprawiedliwionym w oczach Boga. Paweł w swoich listach nazywa to wypełnianiem uczynków prawa.

Jednak obie drogi są żałosną próbą przykrycia naszej nagości. Czy w świecie, czy w kościele, splatamy gałązki figowe, by znaleźć sprawiedliwość u innych ludzi oraz u Boga.

Gdy ich zadowolę, wtedy będę wiedział, że jestem OK. Gdy w końcu zadowolę Boga, będę OK. Jednak to tylko figowe liście, które uschną. To tylko kwestia czasu, aż rozczarujesz się sobą tak bardzo, że te liście figowe opadną zeschnięte i zobaczysz, że jesteś nagi.

Jakie jest rozwiązanie tego dylematu? Jak możemy zostać usprawiedliwieni w oczach Boga? Potrzebujesz innego rodzaju sprawiedliwości, niż twoja własna.

Twoja własna sprawiedliwość, ta wypracowana, musi zostać zamieniona na sprawiedliwość przypisaną. Co oznacza, że to ktoś inny cię usprawiedliwia, sprawiedliwością lepszą, niż twoja własna. Sprawiedliwością na tyle doskonałą, że przechodzisz dzięki temu przykryciu inspekcję w oczach Boga i jesteś zaakceptowany. Możesz mieć relację z Bogiem.

Bóg, gdy Adam i Ewa zgrzeszyli, zabił zwierzę, a jego skórą przyodział nagość Adama i Ewy (1Moj.3,21). Zatem to sam Bóg zapewnił im przykrycie.

Lecz na kogo wskazuje to zwierzę, które musiało zostać zabite, by nagość Adama i Ewy została przykryta? Jan Chrzciciel, gdy zobaczył Jezusa idącego do chrztu powiedział: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata.” (J.1,29). Jezus Chrystus zstąpił na ziemię jako człowiek, i żył doskonałym życiem. Żył tak, jak nikt z ludzi nigdy nie będzie w stanie żyć. Żył tak, że wypełnił wymagania Boga Ojca i zdał doskonale inspekcję. Zasłużył na to, by mieć doskonałą relację z Ojcem. W Biblii czytamy, że wypełnił Prawo, to znaczy, wszystkie wymagania odnośnie doskonałego życia.

Jezus przeszedł inspekcję w oczach Boga Ojca w doskonały sposób. Wypełnił sprawiedliwość. Jego uczynki przykryły go.

Jednak Pan nie otrzymuje tego, co mu się sprawiedliwie należy. Wręcz odwrotnie. Otrzymuje to, co najgorsze. Umiera, oskarżony niesprawiedliwie. Cierpi, osądzony bezprawnie. Co najgorsze, doświadcza czegoś, czego nie doświadczył od wieczności – braku obecności Ojca. Jezus umiera zupełnie sam. Jedyny, który zasłużył na usprawiedliwienie, doświadcza niesprawiedliwości. Doświadcza tego, czego doświadczają nieusprawiedliwieni – wykluczenia. Dlaczego się to stało? Ponieważ Jezus żył doskonałym życiem nie dla siebie. On nie musiał udowadniać, że jest tak w stanie żyć. Jezus, będąc Bogiem, stał się człowiekiem, by żyć doskonale zamiast ciebie i mnie. Następnie umarł, niosąc karę za ciebie i mnie.  Jego sprawiedliwość  została nam ofiarowana, nam przypisana. Jego doskonała sprawiedliwość, doskonałe okrycie przykrywa naszą nagość. Jego śmierć jest zadośćuczynieniem za nasz grzech! Cóż za dar!

Oto rozwiązanie tego dylematu! Możemy mieć relację z Bogiem, możemy żyć w godności, bez poczucia wstydu. Ponieważ jesteśmy usprawiedliwieni sprawiedliwością tego, który jest doskonały (2Kor.5,21). Bóg przyjmuje nas ze względu na sprawiedliwość Chrystusa. Oto tajemnica przypisanej sprawiedliwości. W jakim miejscu jesteś dzisiaj? Czy uciekasz od Boga, próbując znaleźć usprawiedliwienie swojego istnienia w kimś innym lub w czymś innym? Czy nie uciekasz, ale pracujesz jak szalony, by przejść pozytywnie inspekcję w oczach Boga?

Adam i Ewa, mogli by przyjąć to ubranie, które Bóg im ofiarował, musieliby pozbyć się swoich liści figowych. Święty Paweł, by mógł przyjąć sprawiedliwość Chrystusa, odrzucił swoją faryzejską sprawiedliwość.

W czym ty składasz swoją ufność? Czym ty się usprawiedliwisz? Cokolwiek to jest, to jedynie figowe liście! Odrzuć je, stań nagi przed Panem, uznając swoją grzeszność, a On przykryje cię sprawiedliwością twojego Zbawcy. Sprawiedliwością doskonałą, dzięki której masz miejsce w domu Ojca, zbawienie i życie wieczne w Bożej obecności. Amen.

Ojcze, Ty jesteś święty. Twoje oczy przenikają wszystko w nas. Nic, co robimy, nic czym się przykrywamy nie jest wystarczająco czyste.  Nie zasługujemy na Twoją bliskość, Twoje zbawienie, Twój dom. Jednak tak bardzo nas kochasz! Tak bardzo chcesz być blisko nas, że dałeś nam swój największy dar – swojego Syna. To Jego złożyłeś na ofiarę za nas. To jego doskonałą sprawiedliwością przykrywasz naszą nagość.

Dziękuję Ci, że patrzysz na mnie przez sprawiedliwość Jezusa.

  • Continue Reading

Jak zrozumieć Biblię. (cz. 2)

Written by metodysci-admin on 17 kwietnia 2016. Posted in Przeczytaj kazanie

Jak zrozumieć Biblię. (cz. 2)

Temat, który omawiamy od ubiegłego tygodnia brzmi: jak nie dać się zwieść. To znaczy, czy to, co ci się mówi o Bogu jest prawdą, czy nie. Gdy zacząłem czytać Biblię, szybko odkryłem, że wiele z tego, co mi mówiono o Bogu nie jest prawdą. Zobaczyłem, że Biblia opisuje Boga, Jezusa Chrystusa jako o wiele wspanialszego, o wiele lepszego, niz to, co mi o nim mówiono. Doprowadziło mnie to do oddania swojego życia temu Bogu.

Zatem skad mam wiedzieć, czy to, co słyszę, jest zdrową nauką, dzięki której będę rósł, czy też pokarmem, który doprowadzi mnie do duchowej śmierci?

Po pierwsze, rozróżniamy zdrową naukę od fałszywej zadając pytanie: czy to jest w Biblii?

Oczywiscie, zakładamy przez to, że ty, jako osoba wierząca po pierwsze, masz swoją Biblię a po drugie, czytasz ją. Głód poznawania Boga przez jego Słowo jest jak głód niemowlęcia pragnącego butelki z mlekiem. Boże Słowo jest przyrównane do pokarmu. Św. Piotr pisze, by wierzący zapragnęli Bożego Słowa jak niemowlęta pragną mleka, by przez nie wzrastać ku zbawieniu. Chrześcijanin który jest odrodzony z Boga smuci się, gdy ostatnio nie znalazł czasu na czytanie Biblii. Jeśli natomiast nie jesteś odrodzony z Boga to Boże Słowo jest dla ciebie jak każda inna książka. Nie masz pragnienia jej zgłębiania. Jest to dowodem na to, że potrzebujesz narodzić się z Boga. Nominalne chrześcijaństwo to za mało, by być zbawionym.

Mówiliśmy też o tym, że pojedynczy werset z Biblii to za mało, by wiedzieć, czy interpretuję go właściwie. Najważniwjsze trzy zasady interpretacji to 1) kontekst 2) kontekst 3) kontekst.

Najbliższy kontekst poznajemy przez czytanie całego paragrafu. Gdzie zaczyna się myśl autora? Bardzo często, gdy przeczytasz kilka wersetów wcześniej i kilka wersetów dalej, znaczenie poznanego fragmentu zmienia się, jak czytaliśmy tydzień temu w 1 Pt.2,24: „ Jego (Chrystusa) sińce uzdrowiły nas.” Okazało się, że Piotr uczył w tym miejscu na temat „choroby” niezależności, czyli naszego naturalnego oporu przed poddaniem się Bogu i innym ludziom. Z tej choroby uleczył nas Pan, poprzez dobrowolne poddanie się za nas i cierpienie na krzyżu. Nie znaczy to, że Pan nie może uzdrowić ciebie z choroby ciała. Jednak ten fragment nie jest obietnicą, że Bóg musi to zrobić, jeśli tylko będziesz wierzył.

Nieco szerszy kontekst to myśl danej księgi. Dlaczego św. Piotr napisał swój list? Dlaczego św. Łukasz napisał Dzieje Apostolskie? Jeśli będziesz zadawał tego typu pytania, to zaczniesz zwracać uwagę na to, co w danej księdze Duch Święty akcentuje i podkreśla częściej, niż inne sprawy.
To, co twoim zdaniem Bóg mówi do ciebie poprzez czytane Słowo Boże powinno zgadzać się z intencją autora, który pod inspiracją Ducha Świętego napisał te słowa. Jeśli św. Paweł, siedząc obok ciebie, złapałby sie za głowę, słysząc, jak interpretujesz jego słowa, to nie ważne, jak dobrze się poczułeś po tej interpretacji. Jest ona niewłaściwa.

Krąży anegdota o poetce Wisławie Szymborskiej, która zinterpretowała jeden ze swoich wierszy wybranych na maturę. Komisja nie wiedząc, z kim ma do czynienia, postawiła jej najniższą ocenę. Niestety, my bardzo często robimy to samo. Nie jest dla nas ważne, co miał na myśli autor, natchnięty Duchem Świętym do napisania słów, które czytamy.  Dla nas ta interpretacja jest właściwa, dzięki której my czujemy się wspaniale.

W naszych czasach najbardziej niebezpieczne i zarazem najbardziej popularne jest takie czytanie Biblii w którym wszystko obraca się wokół nas. Czytasz historię walki Dawida z Goliatem, i od razu widzisz siebie- to ty jesteś Dawidem pokonującym swoje przeciwności, a pięć kamieni zebranych z potoku, którymi powalisz swój olbrzymi problem to pięć strategii zwycięskiego życia.
Dlaczego tak jest?
Dlaczego wciąż stawiamy siebie w centrum biblijnych historii?
Są ku temu trzy powody. Pierwszy kulturowy, drugi osobisty, trzeci historyczny.

1.kulturowy. Pierwszy z powodów jest taki, że jesteśmy ofiarami naszej kultury. I nie zdajemy sobie z tego sprawy. Jedną z objawów tej kultury jest tak zwany narcyzm. Kiedyś był on zaburzeniem wymagającym leczenia, dziś jest powszechnym zjawiskiem.
Psycholog Jean Twenge co roku prosiła studentów wybranego przez siebie college’u o wypełnienie kwestionariusza mierzącego ich ewentualne skłonności narcystyczne. Najmłodszy rocznik, który wypełniał kwestionariusz, to studenci urodzeni w 1982 r., najstarszy – to ich rodzice urodzeni w latach 60. I jedni, i drudzy odpowiadali między innymi na pytania: Czy gdybyś ty urządził ten świat, byłby on lepszym miejscem? Czy jesteś osobą wyjątkową i niesamowitą? Czy myślisz, że mógłbyś zdobyć wszystko, czego zapragniesz?
Okazało się, że na przestrzeni 20 lat poziom narcyzmu wśród młodych ludzi wzrósł aż o 65 procent. Dzisiejsze dwudziestoparolatki to rzeczywiście pokolenie absolutnie wyjątkowe, bo najbardziej zapatrzone w siebie, przekonane o własnej niepowtarzalności, spodziewające się podziwu otoczenia.– Żyjemy w kulturze, która promuje postawy narcystyczne – tłumaczy Christopher Lasch, socjolog amerykański. Przykład? Cechy narcystyczne, takie jak łatwość w wywieraniu na innych dobrego wrażenia czy nieumiejętność zawiązywania bliskich relacji, preferują u swoich pracowników duże firmy i organizacje.

2. Osobisty. Drugi powód to nasz grzech. W wyniku grzechu jesteśmy obsesyjnie „skierowani ku sobie samym”, jak zwykł mówić Marcin Luter. Wybawić nas może jedynie Jezus Chrystus.

3. Historyczny. Trzeci powód dlaczego wciąż stawiamy siebie w centrum Biblii to nasza reakcja na to, jak przedstawiano nam Biblię w naszej młodości. Większość z nas nie miała szczęścia słuchać Bożego Słowa w taki sposób, by Chrystus i jego historia dotarła do niego osobiście. Bo zbawienie jest przede wszystkim osobiste. Jednak nie jest indywidualistyczne.

Choć uczniowie idący do Emaus urodzili się przed 1982 rokiem, nie uniknęli tego samego problemu.  Są smutni. Pozbawieni nadziei. Nie rozumieją jak Jezus mógł tak ich zawieść. Nikt nie lubi być oszukany. Czujemy się wtedy zdradzeni. A uczniowie czuli się oszukani przez Jezusa.
Jednak w rzeczywistości to nie Jezus ich oszukał lecz ci, którzy w zły sposób uczyli ich Bożego Słowa.
Czego ich uczono? Byli Żydami, wiec uczono ich że są szczególni. Wybrani. Że mają wspaniałą przyszłość,  że cała historia obraca się wokół nich. Choć teraz są pod okupacją rzymską, pewnego dnia zwyciężą, i nie tylko Rzymianie, ale cały świat zobaczy, jak wspaniali są naprawdę. Biblia to ich historia. To oni są w centrum. Oni i to, co wspaniałego robią dla Boga. Pewnego dnia Bóg to im wynagrodzi. Uczniowie już myśleli że ich marzenie się spełni, że Jezus to ich wymarzony mesjasz, który pokona Rzymian. A On ich zawodzi, i haniebnie umiera na krzyżu.
Nagle dołącza do nich zmartwychwstały Jezus, lecz w takiej postaci że nie mogą go rozpoznać. Gdybym ja był na miejscu Jezusa objawiłbym się im w pełni swojej mocy: hej, to ja! Zwyciężyłem! Nie załamujcie się! Jednak Pan postanawia dać się im poznać inaczej: poprzez Pismo Święte, a potem przy stole gdzie łamie chleb: Pan otworzył ich serca, i uczył ich, co było napisane O NIM w każdej księdze Starego Testamentu.
Gdy uczniowie zobaczyli Chrystusa w Biblii ich serca zaczęły płonąć. Ich życie uległo zmianie i nabrało sensu.

Nie jest inaczej dzisiaj. Pan zmartwychwstał i możesz nie tylko znać go ze slyszenia, lecz poznać osobiście. wiedzieć o nim. A poznasz go gdy zobaczysz, że Biblia nie jest przede wszystkim o tobie lecz o Nim.

Dlatego ostatnim, najszerszym kontekstem jest kontekst całej Biblii. Ku zaskoczeniu wielu z was powiem, że Biblia nie jest przede wszystkim o was. Nie jest ona o tym, co ty musisz zrobić, by dosięgnąć Boga. Jest ona przede wszystkim o Jezusie Chrystusie, oraz o tym, co On zrobił, żeby dosięgnąć i zbawić ciebie. Głównym bohaterem Biblii jest Jezus, a nie ty.

Ale – możesz zaprotestować – w Starym Testamencie nie ma wiele o Jezusie.
Wręcz odwrotnie! Cały Stary Testament jest o Nim. Wszystko, o czym czytasz w Starym Testamencie wskazuje w przód na Jezusa: szabas, święta Żydowskie, przybytek, świątynia, kapłani, królowie, bohaterowie; słowem, wszystko i wszyscy opowiadają tą sama historię.

W swojej książce poświęconej mówieniu kazań, wybitny XIX-wieczny pastor Charles Spurgeon pisze, że „chrześcijański usługujący powinien głosić wszystkie prawdy skupiając je wokół osoby i dzieła Jezusa Chrystusa.” Pod koniec książki Spurgeon jeszcze raz wyraźnie stwierdza:
„Wszystko, co powiedziałem, sumuje się w tym: moi bracia, głoście CHRYSTUSA zawsze i wszędzie; On jest prawdziwą ewangelią. Jego osoba, urzędy i dzieło muszą stanowić nasz jeden, wszystko zawierający w sobie temat.”
W kazaniu nr 242 , zatytułowanym „Christ Precious to Believers”, Spurgeon głosi, że „najlepsze kazanie to takie, które jest pełne Chrystusa.” Następnie opowiada historię o Walijskim pastorze słuchającego kazania młodego, ambitnego kaznodziei:
– To nie było zbyt dobre kazanie- rzekł.
– Dlaczego?- zapytał młody człowiek.
– Ponieważ nie nawiązałeś w nim do Jezusa- odparł pastor.
– Ale przecież w tekście, na podstawie którego głosiłem, nie było nic o Jezusie- bronił się młody kaznodzieja- Czy nie powinniśmy trzymać się wykładu na podstawie intencji autora tekstu?
– W każdym mieście Anglii jest główna ulica (Main Street)- odparł stary pastor. – Każda z nich, wychodząc poza miasto, biegnie w stronę Londynu. Podobnie jest z głoszeniem kazania. Najpierw musisz odnaleźć główną ulicę (główną myśl nauczania) a następnie poprowadzić tą drogą ludzi do metropolii którą jest nasz Pan, Jezus Chrystus.”

Gdy byłem mały, chodziliśmy z bratem do kościoła katolickiego. Najbardziej nie lubiłem, gdy zamiast kazania był odczytywany list biskupa. Było to okropnie nudne! Moj brat natomiast lubił, gdy był czytany list. Dlaczego? Bo trwało to krócej niż kazanie. Ale zarówno motywacja moja jak i mojego brata były złe. Nie jest najważniejsze, by kazanie było ciekawe. Nie jest najważniejsze, by było ono krótkie. Najważniwjsze jest, by ludzie dzięki niemu mogli dostrzec Chrystusa.

Biblia to nie jest zbiór zasad, jak masz żyć, by być błogosławiony, zdrowy i szczęśliwy. Cała Biblia to jedna wielka, spójna historia. To opowieść o Bogu, który był gotowy z miłości zrobić wszystko, by być z człowiekiem, którego ukochał. Nawet, gdyby go to kosztowało wszystko. Twój i mój grzech zepsuł wszystko. I nic, co byśmy zrobili nie mogło naprawić relacji, którą zerwaliśmy z Bogiem. I nic, co byśmy zrobili nie mogło naprawić świata, który uległ skażeniu przez nasz grzech. Jednak Bóg wiedział o tym wcześniej i przygotował rozwiązanie. Przez cały Stary Testament w ukryty sposób opowiadał, co zamierza zrobić. Aż w końcu posłał swojego ukochanego Syna, Jezusa, by ten naprawił wszystko, co my zepsuliśmy. To, czego my nie możemy zrobić, On zrobił za nas. Żył doskonale, tak, jak my nigdy nie będziemy w stanie żyć. I umarł za nasze grzechy, by na nowo połączyć nas z Ojcem. Potem zmartwychwstał i odszedł do Nieba, dając nam misję, zadanie, byśmy opowiadali tą opowieść, łącząc z Bogiem tylu ludzi, ilu się da. A pewnego dnia powróci i naprawi cały ten świat. Wtedy wszystko będzie nowe. Wtedy historia się dopełni. Dlatego każda historia, którą czytasz w Biblii szepce jedno imię: Jezus.
Nasza tożsamość jest definiowana nie przez to, jak szukamy siebie, lecz przez to, jak widzimy co Bóg był w stanie zrobić dla nas. Co za miłość! Co za łaska! Jak bardzo jestem ukochany, gdy wczuwam się w jego opowieść, opowieść o jego miłości.

Zatem Biblia opowiada jedną historię, najwspanilszą historię ze wszystkich. A jej głównym bohaterem jest Jezus. Ta historia opowiedziana w skrócie nazywa się dobrą nowiną, czyli ewangelią.

Dlatego, by należycie rozsądzać to, co słyszysz, czy też czytasz odnośnie Boga, musisz wziąć pod uwagę ten najszerszy kontekst.
Zadawaj sobie takie pytania:
1) czy w tym, co własnie słyszę, głównym bohaterem jest Jezus, czy człowiek?
2) czy w tym, co słyszę, jest ewangelia? Czyja historia jest opowiadana przede wszystkim?
3) czy po to, by otrzymać coś od Pana muszę zrobić to i tamto, i jeszcze coś, czy raczej w wyniku tego, co słyszę, lub czytam, zachwycam się tym, co zrobił dla mnie Chrystus, i w wyniku tego pragnę żyć, jak On?

W jeszcze większym skrócie: czyja historia i czyja inicjatywa przede wszystkim?

Na koniec, chcę powiedzieć, że najlepszym sposobem by nauczyć się duchowego rozróżniania, jest cotygodniowy udział w nabożeństwie, gdzie słyszysz głoszoną ewangelię i widzisz ją reprezentowaną na stole Pańskim. Oczywiście, głównym celem zgromadzenia Kościoła jest uwielbianie Boga, lecz nauka zdrowego rozsądzania będzie jednym z efektów ubocznych.
Całe nabożeństwo chrześcijańskie jest tak skonstruowane, byś miał okazję
śpiewać ewangelię, słyszeć ewangelię, zobaczyć ewangelię, doświadczyć przemieniajacej mocy ewangelii, oraz byś otrzymał siłę, by dzielić się ewangelią w swoim środowisku.

Zakończę słowami Marcina Lutra,  który już pół wieku temu pisał, radząc jak rozróżniać zdrową naukę. 14 lutego, 1546 roku, głosząc swoje ostatnie kazanie, Luter mówił:
„Prawdziwy kaznodzieja powinien wiernie i umiejętnie głosić tylko Słowo Boże i szukać jedynie jego chwały. Słuchający kazania powinien powiedzieć: ‘To nie w mojego pastora uwierzyłem, ale on opowiada mi o innym Panu, któremu na imię Chrystus. To jego głosi mi mój pastor i będę słuchał jego słów tak długo, jak prowadzi mnie do tego jedynego Mistrza i Nauczyciela, Bożego jedynego Syna.”
Amen.

  • Continue Reading

Jak nie dać się zwieść? (cz. 1)

Written by metodysci-admin on 10 kwietnia 2016. Posted in Przeczytaj kazanie

Jak nie dać się zwieść? (cz. 1)

Co jest ważniejsze: czy to jak żyjemy, czy to jak wierzymy?
Większość z nas odpowiedziałoby, że to, jak żyjemy. Znane powiedzenie mówi: nieważne, jak wierzysz, ważne jak postępujesz.
Ale czy Jezus, Paweł i Piotr zgodziliby się z tym powiedzeniem?
Gdybyśmy chcieli wyrzucić ostrzeżenia przed błędnymi naukami nasza Biblia byłaby dużo cieńsza. Nie mielibyśmy na przykład wcale: listu do Galacjan, listu do Kolosan, 2 listu Piotra, 2 listu Jana, listu Judy. Nie mówiąc, że pozostałe księgi byłyby o przynajmniej 1/3 szczuplejsze.

Ale my wciąż uważamy, że nieważne jest, jak wierzymy, że należy pozostawić teologię teologom; niech każdy wierzy jak chce, póki kocha innych ludzi.

W dzisiejszym fragmencie czytamy, że pewnego dnia nasz Pan powróci na ziemię. To, czy będziemy gotowi na jego przyjście zależy w takim samym stopniu od tego, czy zachowaliśmy zdrową naukę, czyli ewangelię, jak i od tego, jak żyjemy.

Musimy  być przygotowani na przyjście Pana dokładając starań, by właściwie rozumieć zdrową doktrynę, oraz jak właściwie postępować.

Dlaczego? Ponieważ zły sposób wierzenia może doprowadzić cię do wiecznej zguby. W dzisiejszym fragmencie Piotr pisze, że wierzący przekręcają ewangelię „ku własnej zgubie” (2Pt 3,16). Czy zdaniem Piotra gruntowna znajomość istoty wiary należy do teologów? Nie! Pisze on do zwykłych wierzących, by mieli się na baczności i nie dali się wyprzeć z mocnego swojego stanowiska. (3,17).

Czy, gdy czytasz chrześcijańską książkę, masz się na baczności?
Czy, gdy jedziesz na chrześcijańską konferencję, masz się na baczności?
Czy, gdy słuchasz mojego kazania, masz się na baczności?
Czy, gdy przedstawia ci się nową pieśń chrześcijańską, masz się na baczności?

Gdy św. Paweł głosił ewangelię w Berei (Dz 17,10-12) tamtejsi Żydzi, którzy uwierzyli, codziennie badali Pisma, czy „tak się rzeczy mają” jak im Paweł mówi.
Czy autor Dziejów, św. Łukasz potępia ich za to? Czy gromi ich, mówiąc, że przecież Paweł to wielki, namaszczony apostoł, który otrzymał objawienie od samego Pana Jezusa? Nie. Łukasz chwali Bereńczyków, pisząc, że byli szlachetnego usposobienia.

Bereńczycy przyjęli Słowo (ewangelię o Jezusie) z całą gotowścią, ale równocześnie byli czujni. Badali, czy to, czego słuchają zgadza się z Biblią.
My wolimy skrajności. Albo przyjmujemy wszystko, co się nam mówi, albo stajemy się cyniczni, i doszukując się błędów we wszystkim, co słyszymy, nie przyjmujemy już Słowa. W konsekwencji przestajemy się rozwijać i rosnąć.

Potrzebujemy równowagi. Musimy nauczyć się, jak równocześnie przyjmować Słowo Boże, dzieki któremu rośniemy w wierze, jak i osądzać to, czego słuchamy, nie popadając w cynizm i sceptycyzm.

Tą równowagę widzimy również w poleceniu św. Pawła do Tesaloniczan. W 1 Tes 5,19-21 pisze on: Ducha nie gaście. Proroctw nie lekceważcie. Wszystkiego doświadczajcie, tego, co dobre się trzymajcie.”

Zatem zanim przejdziemy do konkretnej nauki jak odróżniać prawdę od fałszu, jasno zobaczmy cel tego nawyku- robimy to, by być gotowi na przyjście naszego Pana. Byśmy, gdy przyjdzie, byli znalezieni przez Niego bez zmazy i skazy. Byśmy zachowali wiarę i dobre sumienie. Dlatego każdy z nas musi uczyć się, jak odróżniać prawdę od fałszu. Jak odróżnić owcę od wilka w owczej skórze. Jak odróżnić ewangelię od pseudo-ewangelii.

Przyjrzyjmy się najpopularniejszym kryterium rozróżniania w świecie ewangelicznych charyzmatycznych chrześcijan.
– dobre samopoczucie. Jeśli po tej książce, lub po tym kazaniu czuję się wspaniale, to na pewno było to „od Pana” .Bóg przestrzega nas jednak przed ufaniem swojemu sercu. Podstępne jest serce..z serca pochodzą złe myśli…
Paweł ostrzega że nazbieramy sobie nauczycieli, którzy będą nas zwodzić, mówiąc same przyjemne rzeczy. Czemu? Ponieważ pragniemy słyszeć to, co łechce nasze uszy. W innym miejscu ostrzega przed tymi, którzy zwodzą przez piękne i pochlebne słowa (Rz.16)
O czym nie chcemy słuchać? Oczywiście, o tym, że jesteśmy grzesznikami. O tym, że żyjemy dla siebie. O tym, że zawsze upatrujemy interesu w tym co robimy dla innych.
Drugie kryterium, którym często się kierujemy to cuda i proroctwa. Jednak przeczytamy Mat 7,22-23. Sam Pan Jezus przestrzega uczniów przed przyjmowaniem nauki na podstawie proroctw, uwolnień, oraz cudów.
Kolejne kryterium, to rzekome szczególne namaszczenie od Boga, które otrzymał dany mówca, czy autor. Jednak w Nowym Testamencie jedyne miejsca odnoszące sie do namaszczenia, to 1J 2,20.27. Czytamy tam, że każdy wierzący jest namaszczony po to, by odróżniać fałszywą naukę od prawdziwej. Jeśli ktoś uważa, że jest szczególnie namaszczony, to musimy zwrócić uwagę, że słowo: namaszczony w języku Nowego Testamwntu (Greka) to Christos, od którego pochodzi słowo Chrystus. Namaszczenia na proroka, króla, czy kapłana, występujące w Starym Testamencie, wypełniły się w Chrystusie. To On jest jako jedyny szczególnie namaszczony. Do czego? Do uwolnienia wszystkich ludzi z niewoli grzechu. Zrobił to poprzez swoją śmierć na krzyżu. Każdy kto w niego uwierzy ma w równym stopniu namaszczenie-  jesteśmy wszyscy królewskim kapłaństwem. Pan Jezus przestrzega uczniów przed fałszywymi chrystusami, przyciągającymi uwagę do siebie, a nie do zbawczego dzieła Jezusa.
Mat 24,23-24.

Skoro nie jestem w stanie rozróżnić zdrowej nauki na podstawie tego jak się z tym czuję, czy stoją za tym cuda, czy ktoś uważa że jest namaszczony, to jak mam rozróżniać?

Po czym poznam czy to, co słyszę jest od Boga? Że jest to zdrowa nauka?

Po pierwsze i najważniejsze- czy to jest w Biblii?
Powinniśmy mieć nawyk pytania: „czy mógłbyś pokazać mi miejsce w Biblii, gdzie jest napisane to, o czym mówisz?”

Zdziwicie się, jak wielu tak zwanych chrześcijańskich prawd nie można znaleźć w Biblii. Jeśli ktoś mówi ci, że coś jest od Boga, ale nie ma tego w Biblii, nie powinieneś w to wierzyć. Oczywiście, jest wiele informacji i wiedzy z zakresu innych dziedzin, jak na przykład informatyka, zarządzanie, czy prowadzenie budżetu domowego, których nie ma w Biblii, a są dobre i potrzebne. Ale w Kościele to, o czym się mówi, powinno wypływać w jasny sposób z Bożego Słowa.

Zatem pierwsze pytanie jakie zadajesz brzmi: „gdzie to jest w Biblii?”

Jednak czy to, że ktoś pokazał ci, że to jest w Biblii, wystarczy?
Przykład: otrzymujesz telefon od przyjaciela, który dzwoni, by pożegnać się z tobą, ponieważ zamierza popełnić samobójstwo. Wzburzony, pytasz, dlaczego?
-Pan mi powiedział, że mam się powiesić- odpowiada przyjaciel.
-Jak to?
– Pomodliłem się, by Bóg do mnie przemówił, i otworzyłem Biblię, gdzie było napisane: Judasz poszedł i powiesił się”. Potwm znów otworzyłem, i było napisane: „idź, i ty czyń podobnie.”

Co tu jest nie tak?
Te wersety są wyrwane z kontekstu.

Zatem pierwsze trzy zasady interpretacji Biblii to: 1) kontekst 2) kontekst 2) kontekst

Za tydzień będziemy kontynuować zgłębianie tych zasad, a dziś zakończymy przykładem, w którym kontest zmienia wszystko. Fragment ten również pozwoli nam usłyszeć dziś ewangelię.

Każdy z nas zna fragment listu św. Piotra, gdzie cytuje on znany werset proroka Izajasza na temat Jezusa: „…jego sińce uleczyły nas” (1 Pt.2:24). Gdybyśmy zadali sobie pytanie, jaki jest kontekst tego nauczania, większość z nas odpowiedziałoby bez wahania: „uzdrowienie z chorób! Piotr naucza tu, że Jezus poniósł nasze choroby!”
Czy jednak na pewno o to chodziło Piotrowi, gdy cytował proroka Izajasza?
Czytając powyższy fragment od wersetu 18 a zatrzymując się na wersecie 25 łatwo zauważyć, że cytowany przez nas werset jest częścią szerszego kontekstu, w którym Piotr naucza na temat poddania, a nie uzdrowienia. Znany fragment odnośnie uzdrowienia nas sińcami Jezusa w tym przypadku nie odnosi się w tym nauczaniu do uleczenia z choroby ciała, lecz uleczenia z choroby niezależności i oddzielania się w imię posiadanej racji. Nasza wrodzona niezależność jest chorobą, z której uleczyły nas sińce Jezusa. Pod wpływem nauczania Piotra mogę powiedzieć: „Nie jestem w stanie sam z siebie pokonać mojej tendencji do niezależności, decydowania o własnym życiu i wybieraniu własnej drogi. W głębi serca chcę być panem samego siebie. Jednak Pan Jezus wziął na siebie karę za mój grzech i poprzez swoje poddanie w życiu i na krzyżu wykupił mnie z mocy niszczycielskiej siły niezależności. Teraz, gdy myślę o tym, co dla mnie zrobił, jak mogę upierać się przy swoim zdaniu, niszcząc bliskie mi osoby? Jak mogę się dystansować od ludzi w imię posiadanej racji?”. Piotr przedstawia tę postawę jako chorobę trawiącą nasze serce, na którą jedynym lekarstwem jest łaska, płynąca z rozważania tego, co uczynił dla nas Jezus. Zaraz po wypowiedzeniu słynnego zdania, że ”jego sińce uleczyły was”, kwituje: „Byliście bowiem zbłąkani jak owce, lecz teraz nawróciliście się do pasterza i stróża waszych dusz.” Tak kończy się drugi rozdział pierwszego listu św. Piotra. Rozdział trzeci zaczyna się on od zdania :”tak samo i żony niech się podporządkowują…”. Widzimy, że Piotr wcale nie zmienia tematu. Najpierw odniósł ofiarę Jezusa do niewolników i sług a teraz zwraca się do żon: „poddawajcie się, gdyż jesteście uzdrowione sińcami Jezusa!”.
Każdy z nas w głębi serca jest niezależny. Każdy z nas uważa że ma rację. Nie chce być poddany. Nie chce być zależny. Chcemy być Panami samych siebie. To korzeń naszej choroby. Jesteśmy grzesznikami. Zdani na samych siebie jesteśmy skazani na porażkę. Ale nasz Pan złamał moc grzechu gdy umarł za nas na krzyżu. Gdy widzimy, jak On, będąc równy Ojcu,  dobrowolnie poddał sie Ojcu, dla naszego zbawienia- widzimy piękno w poddaniu. Widzimy siłę w poddaniu. Nie błąkaj się jak niezależna owca. Pozwól, by twoj pasterz cię osnalazł, wziął w swe ramiona i uleczył twoje serce. Amen.

  • Continue Reading
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4

Kategorie

  • Aktualności
  • English Sermons
  • Kazania
  • Muzyka
  • Przeczytaj kazanie
PIXELMEAL-01 copy
Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. dowiedz się więcej.