Metodyści Kalisz
  • Start
    • Dla sceptyków
    • Dla niepraktykujących
    • Dla wierzących
  • O kościele
    • Kim jesteśmy
    • Historia Kościoła
    • W co wierzymy
  • Wesprzyj nas
  • Czego się spodziewać
  • Z życia Kościoła
  • Przeczytaj kazanie
  • English
  • Kontakt i dojazd
  • Facebook
Demo

  • Home
  • Przeczytaj kazanie

Bogaty młodzieniec

Written by metodysci-admin on 25 kwietnia 2017. Posted in Przeczytaj kazanie

Historia bogatego młodzieńca wg. Ew. Marka 10:17-22

Czytamy dzisiaj o młodzieńcu, który bez wątpienia byłby człowiekiem mile widzianym w każdym kościele. Nie tylko jest on bardzo bogaty, co z pewnością wiąże się z hojnym wspieraniem kościoła, ale także jest osobą cnotliwą, moralnym wzorem dla młodzieży, któremu bez wahania możemy powierzyć nauczanie w szkółce niedzielnej. Komentatorzy wskazują, że prawdopodobnie musiał być osobą bardzo poważaną w swoim otoczeniu i mądrą ponad swój wiek, gdyż w Ewangelii Łukasza, wymieniony jest jako „Dostojnik”, co interpretują jako pełnione przez niego stanowisko religijnego. Prawdopodobnie był on przewodniczącym synagogi. Padł przed Jezusem na kolana, co wskazuje, że jego intencja jest szczera, całym sercem szuka on prawdy, a jego wiara we własną sprawiedliwość (choć pozbawiona prawdziwej wiedzy, czym rzeczywiście jest grzech) jest prawdziwa.

A jednak, zdaje on sobie sprawę, że w jego życiu brakuje głębokiej treści. Kiedy przyglądam się temu fragmentowi Ewangelii, przychodzi mi na myśl inna historia, która na pozór wydaje się być zupełnie nie związana z dzisiejszym fragmentem. To historia o mężczyźnie ślepym od urodzenia, w przypadku którego uczniowie pytają się, kto zgrzeszył? On, czy jego rodzice? Jezus odpowiedział wówczas, że ani on, ani jego rodzice, lecz stało się to na chwałę Bożą. Ich myślenie o religii jest bardzo prostoliniowe: dobre życie za dobre uczynki. Z księgi Joba jednak dowiadujemy się, że takie myślenie nie koniecznie znajduje odzwierciedlenie w Biblii. Taką właśnie postawą charakteryzowali się przyjaciele Joba – mówią mu: Jobie, musiałeś zrobić coś złego, w innym przypadku nie spotkałoby cię to, co cię spotkało. Podobnie może myśleć młodzieniec: musiałem w swoim życiu być sprawiedliwym, w innym wypadku Bóg nie błogosławiłby mi tak, jak błogosławi. Religia często chce nam wmówić, że za dobre uczynki należy nam się dobre życie, a za zło – kara. Jezus jednak w jednym i drugim przypadku wskazuje, iż jest to myślenie bez pokrycia. Myślenie bardzo uproszczone, które może się okazać, jak w dzisiejszej historii, bardzo zgubne.

Odpowiedź, którą otrzymuje od Jezusa młodzieniec wstrząsa jego światem: okazuje się, że jego majątek – dla pobożnego Żyda wszak dowód na to, że wiedzie życie pobożne i sprawiedliwe, które podoba się Bogu, jest mu przeszkodą, a nie bramą do zbawienia. Podobnie zszokowani są uczniowie Jezusa. Bo jeśli nie bogaty, czyli ten któremu Bóg odpłaca za sprawiedliwe życie nie wejdzie do nieba, to kto wejdzie? Być może młodzieniec liczył na kilka wskazówek, co może poprawić w swoim życiu duchowym, jak może stać się jeszcze bardziej moralną osobą, ale otrzymał odpowiedź, wedle której to nie moralność była jego problemem. Problemem nie jest zachowanie, problemem jest w czym pokładał on swoją ufność. Odpowiedź Jezusa wskazuje, że zmiana zachowania nie przynosi wolności, ponieważ to nie zachowanie – nie moralność – jest naszym problemem, ale nasze nieprzemienione serca. Młodzieniec wierzył, że potrzebuje jeszcze jednego kroku aby wejść na szczyt i spotkać się z Bogiem, tymczasem słyszy, że jest na prostej drodze w zupełnie innym kierunku. Jezus mówi mu, że on nie potrzebuje dodać czegoś do swojego życia, ale musi wywrócić je do góry nogami. Cały jego system wartości musi ulec zmianie. „Czego mi brakuje” pyta młodzieniec? Wszystkiego. Z kazania na Górze wiemy, że niemożliwe jest żeby młodzieniec rzeczywiście w sposób doskonały przestrzegał przykazań. Gdyby tak było, nie pytałby się Jezusa, czego mu brakuje, nie brakowałoby mu niczego.

Młodzieniec przychodząc do Jezusa, musi naprawdę wierzyć, że Jezus jest w stanie udzielić mu odpowiedzi. Odnosi się do niego z prawdziwym szacunkiem i odpowiedź, którą otrzymał głęboko w nim zapadła. Słyszy, iż musi pozbyć się najcenniejszej rzeczy, jaką posiada. Tak jak Abrahamowi powiedział „Chcę abyś oddał mi swojego syna”. Tak młodzieniec słyszy, daj mi to, czego najbardziej nie chciałbyś oddać. Innymi słowy, Pan mówi do nas oddajcie mi to, co wydaje się, że was uszczęśliwi i pozwoli wam być szczęśliwym beze mnie. Ale tak naprawdę zniszczy was. Jeśli nie w tym życiu, to na pewno później.

W niedawno wyprodukowanym musicalu „La la land“ Ryan Gosling i Emma Stone spotykają się w Hollywood. Mając wielkie ambicje i plany zrobienia kariery. On chce otworzyć swój własny klub z graną na żywo muzyką jazzową, ona – pragnie zostać słynną aktorką. W między czasie rozwija się między nimi nić sympatii, która wkrótce zmienia się w romantyczny związek. Jednak robienie kariery wymaga od nich poświęcenia swojej relacji (uwaga spoiler!) i film kończy się sceną, w której Emma już jako światowej sławy aktorka, wraz ze swoim mężem trafia przypadkowo do Baru Goslinga, w którym gra on na fortepianie. Ich marzenia, chociaż okupione wielką ceną, spełniają się. Nie wiemy, czy żałują swojego wyboru, czy nie. Na koniec filmu wymieniają uśmiech i ich drogi rozchodzą się, być może na zawsze. Otrzymali od życia dokładnie to, po co przybyli do Hollywood. Ceną było rozstanie się i pogrzebanie wielkiej miłości. Czy było warto? Pewnie kobiety powiedzą, że nie, mężczyźni, że tak. Jaki ten film ma związek z dzisiejszy młodzieńcem? Wynika z dzisiejszego czytania niezbicie, że gdyby Jezus stanął w tym momencie pomiędzy nimi, powiedziałby do Emmy: chcę żebyś porzuciła dla mnie swoją karierę, a do Ryana: chcę żebyś sprzedał swój bar. Zostawcie to, co uważacie za najcenniejsze, co kochacie najbardziej i chodźcie za mną. Miejsca, które zajmuje w waszych sercach kariera przeznaczone są dla mnie. To nie wasza praca, pieniądze i rodzina powinny was napędzać każdego ranka, ale miłość do mnie. Czy Jezus ma prawo żądać od nas tak wiele? Co Jezus zostawił dla nas?

W liście do Filipian 2, 6-8, czytamy, iż:

„On (Jezus), istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej.”

Ten fragment nie oznacza, iż Jezus przestał być Bogiem, lecz wyzbył się swojej CHWAŁY. Jest wiele teorii dotyczącej tego, czym jest chwała, ale bez wątpienia wiąże się ona z byciem rozpoznawalnym, uznawanym, ważnym, byciem kimś, z kim trzeba się liczyć. Chwała Boża ma niezwykły ciężar, nikt nie może przejść obok niej obojętnie. Żyjemy w czasach, w których ludzi są gotowi zrobić wszystko dla chwili sławy. Ostatnio po Internecie krążą zdjęcia młodych rosyjskich modelek, które fotografują się wisząc na jednej ręce przez okno najwyższego piętra drapacza chmur: byle tylko zyskać rozgłos, byle tylko ktoś je zauważył, dla pięciu sekund chwały w Internecie ryzykują swoje życie. Jezus zostawił swoją chwałę dla mnie i dla ciebie. Chwałę, której blask przyćmiewa wszystkie gwiazdy na niebie. Kiedy zawisł na krzyżu nie można było na niego patrzeć, bo był to widok tak odpychający.

Dla Emmy Stone i Ryana Goslinga w filmie chwałą nie był ich związek, ale ich kariera. Co jest chwałą dla ciebie i dla mnie? Co napędza nasze życie, sprawia, że w stajemy z łóżka, idziemy do pracy? Jezus musi być naszą chwałą, bo wszystko inne przyniesie nam na koniec tylko rozczarowanie. A jeśli on stanie się naszą chwałą, wówczas zgodnie z obietnicą zawartą w liście do Rzymian 8,30 my również będziemy mieli udział w jego chwale.

W jaki sposób Jezus może stać się naszą chwałą w życiu? Musi stać się naszym majątkiem i skarbem, cenną perłą, za którą chcemy oddać wszystko. Z tej przypowieści dowiadujemy się, że Jezus oczekuje od nas dużo więcej niż chcemy mu oddać, ale również oferuje dużo więcej niż moglibyśmy oczekiwać. Jezus pokazuje nam, że jest tylko jedna droga: „Zaprzeć się samego siebie, każdego dnia brać swój krzyż i iść za nim”. To oznacza, iż tak naprawdę musimy głosić sami sobie ewangelię każdego dnia na nowo, ponieważ nasze serca będą nieustannie chciały stawiać tron bez niego! Cokolwiek twierdzi, że da nam szczęście bez Boga, tak naprawdę jest jak rak, który chce nas zabić. Jezus przyrównuje grzech do zakwasu. Zakwas działa powoli, na początku nie widać jego działania, ale na koniec całe ciasto jest zakwaszone. W świecie ewangelicznym utarło się myślenie, iż Ewangelia stanowi ABC chrześcijaństwa. Są to pierwsze kroki dla niezbawionych, po przejściu których zaczyna się zaawansowany tryb i „poważne” kwestie. Ale kiedy czytamy Nowy Testament to widzimy, że Ewangelia nie jest tam kursem dla początkujących, ani rytuałem przejścia, ale stanowi centrum całego nauczania. Jeśli Paweł gani w liście do Galacjan za przyjmowanie innej nauki, to nie dlatego, że jest ona niezgodna z jego „teologią” a on jest purystą dogmatycznym, tylko dlatego, że jest niezgodna z Ewangelią, przez co staje się zupełnie inną nauką! Paweł pisze, że nawet gdyby on sam lub anioł z nieba zstąpił, to jeżeli powie, że Ewangelia to Jezus Chrystu + coś, to należy go w trybie ekspresowym wysłać w drogę powrotną. Ewangelia to nie ABC ale Abcdxyz chrześcijaństwa, a jeśli chrześcijaństwa, to także chrześcijan. Musi także stać się naszego życia. Każdego dnia musimy przypominać sobie o tym, że nasza sprawiedliwość oparta jest nie na naszych uczynkach, ale na Bożej Łasce. I dopiero kiedy mocno wzrośniemy w poznanie naszej wartości, poznaniu tego że jesteśmy tak grzeszni, że Bóg musiał umrzeć na krzyżu, aby odkupić nasz grzech, a jednak jesteśmy tak bardzo ukochani przez Boga, że umarł chętnie, aby być z nami. Nasze serca rozpoznają, że nie potrzebujemy ziemskich bogactw do szczęścia, kiedy mają jego. W innym wypadku zawsze wszystko, co dodajemy do Jezusa mówiąc: Jezus + kariera, Jezus + rodzina, Jezus + zdrowie i wtedy będę szczęśliwy, to w rzeczywistości naszym szczęściem jest to, co znajduje się za plusem, a Jezus staje się dodatkiem. Jezus mówi do młodzieńca: idź za mną. To znaczy, że musi on zupełnie odwrócić się od swojego starego postępowania i iść za nim. To nie znaczy: dodaj mnie do swojego grafika. Pamiętaj o mnie w niedzielę. Nie, to znaczy: twój stary świat zostaw za sobą. Nie masz już nic swojego. Wszystko staje się nowe.

Dlaczego Jezus mówi, iż nasza sprawiedliwość musi stać się większa niż sprawiedliwość uczonych w piśmie i faryzeuszów? Pamiętajmy, że ci ludzie byli zawodowymi świętymi, od rana do wieczora ich życie polegało na wypełnianiu prawa i przestrzeganiu kilkuset przepisów, którymi byli związani. Ponieważ oni wierzyli, że ich sprawiedliwość sprawi, że będą podobali się Panu Bogu, zasłużą sobie na jego miłość. Tymczasem Jezus pokazuje, że nikt nie może sobie zasłużyć na jego miłość, można ją tylko przyjąć. I tylko kiedy zrozumiemy, że nie jesteśmy w stanie wypełnić prawa, ale nie musimy, ponieważ Jezus już je wypełnił za nas, możemy zacząć żyć zgodnie z nim – bo naszą motywacją nie ani będzie ani strach, kiedy zawiedziemy, ani pycha, kiedy uda nam się żyć w posłuszeństwie, lecz naszą motywacją będzie miłość do Niego. Będziemy kochać przykazania, ponieważ Bóg je kocha! Jak Powiedział Charles Spurgeon: „moralne życie może uchronić cię przed więzieniem, ale nie uchroni cię przed piekłem”. Tylko Jezus i jego krew uchroni cię przed tym drugim. Czy brakuje ci tego jednego? Szukaj go, żyj dla niego każdego dnia, a on uwolni cię od fałszywych zbawicieli.

Zawsze byłem uczony, że nie pieniądze są złe, ale nasza miłość do nich. To prawda, tak jak w przypadku każdego innego grzechu. Nie tylko pieniądze są miłością, która nas zniszczy, ale wszystko, co stawiamy przed Jezusem. Młodzieniec myślał, że przychodzi do nauczyciela, a on przyszedł do Zbawiciela. Jezus nie chciał go unieszczęśliwić, ale uwolnić.

Na koniec, „Jezus spojrzał na niego z miłością” –czytamy. Dlaczego narrator wskazuje akurat na taki emocjonalny aspekt tej historii? Skąd to nagłe uczucie? Być może Pan Jezus zobaczył w tym młodzieńcu samego siebie? Wszak Jezus sam jest Sprawiedliwym, Bogatym młodzieńcem, który zostawił swój skarb – swojego Ojca w niebie i swoją chwałę – dla tego młodzieńca. Pozostawił to wszystko, aby każdy z nas mógł cieszyć się tym, co On musiał utracić na krzyżu – Bożą miłość i dobroć. Bożą chwałę, przy której każda ziemska chwała blednie i wygląda jak odpustowa, plastikowa biżuteria w porównaniu z najczystszym złotem.

  • Continue Reading

Ew. Marka cz.4

Written by metodysci-admin on 2 listopada 2016. Posted in Przeczytaj kazanie

Ew. Marka cz.4

Marek 1, 29-34

I zaraz po opuszczeniu synagogi przyszli z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja.

A teściowa Szymona leżała w gorączce i zaraz powiedziano mu o niej.

I przystąpiwszy, ujął ją za rękę i podniósł ją; i opuściła ją gorączka, i usługiwała im.

A gdy nadszedł wieczór i zaszło słońce, przynosili do niego wszystkich, którzy się źle mieli, i opętanych przez demony.

I całe miasto zgromadziło się u drzwi.

I uzdrowił wielu, których trapiły przeróżne choroby, i wypędził wiele demonów, ale nie pozwolił demonom mówić, bo go znali.

 

Marek pokazuje Jezusa który ma kompletną władzę nad duchową, jak i fizyczną rzeczywistością. Demony są mu posłuszne. Choroby opuszczają ludzi.

Marek skupia się na uzdrowieniach Jezusa o wiele bardziej, niż na jego nauce.

Mamy czasem wrażenie, że we współczesnym świecie nie wypada wierzyć w cuda. Że to tylko dla ludzi niewykształconych, albo niezrównoważonych. Albo, w najlepszym razie, naiwnych…

Zapominamy, że tego rodzaju myślenie dotyczy tylko świata zachodniego. Te wątpliwości są uwarunkowane kulturowo. Reszta świata nie uważa za naiwne wiary w zjawiska nadprzyrodzone. Są one częścią ich kultury.

1/3 chrześcijan z denominacji nie-charyzmatycznych z 10 badanych krajów była naocznym świadkiem lub sama doświadczyła uzdrowienia w wyniku modlitwy. Pośród badanych krajów nie było Chin. Tam co drugie nawrócenie jest spowodowane doświadczeniem lub bycia świadkiem uzdrowienia od Boga. Co ciekawe, wielu z tych naocznych świadków to ludzie wykształceni.(przecież jeden z pierwszych naocznych świadków, św. Łukasz, z zawodu był lekarzem).

Jeśli myślisz, że wiara w cuda jest prymitywna, spróbuj być ze sobą szczery i spytaj siebie: co daje mi prawo do stawiania mojej, ‚białej’ zachodniej kultury ponad innymi kulturami i rasami?

Ponad to, nawet w świecie zachodnim statystyki są zaskakujące: 73% amerykańskich lekarzy wierzy w możliwość cudu. Połowa badanych lekarzy wierzy, że była świadkiem cudu uzdrowienia podczas swojej praktyki lekarskiej.

Choć wiele uzdrowień okazuje się pseudouzdrowieniami, oszustwami lub ma naturę psychosomatyczną, istnieje ogromna ilość takich, które są bardzo wiarygodne i udokumentowane medycznie.

Jezus wchodzi do części domu przeznaczonej dla kobiet, do której nie mieli wstępu goście. Tym bardziej obcy mężczyźni. Jednak Jezus łamie barierę kulturową, nie tylko wchodzi tam, gdzie nie powinien, ale bierze kobietę za rękę. Taki jest nasz Pan!

Czy my, modląc się o innych, jesteśmy gotowi przekraczać bariery kulturowe? Jedną z nich jest zachowywanie wiary w sferze prywatności. Czy, wiedząc o chorobie,  jesteś  gotowy by przełamać tą barierę i spytać, czy możesz się pomodlić?

Jak chrześcijanie żyjący w dawnych czasach rozumieli posłannictwo Jezusa, dotyczące znaków i cudów, potwierdzających głoszenie ewangelii?

Św. Augustyn, żyjący w IV w. biskup Hippo w Afryce uważał, że Bóg już nie dokonuje uzdrowień jak za dawnych czasów. Jednak, gdy zaczął bliżej przyglądać się tej kwestii, odkrył, że w jego diecezji Bóg dokonuje uzdrowień. W przeciągu 2 lat jego parafia zebrała 70 raportów uzdrowień wiarygodnych naocznych  świadków. Zmusiło to Augustyna do zweryfikowania swojego stanowiska odnośnie ponadnaturalnego działanie Boga w jego czasach. (Państwo Boże, 22.8).  W jednym ze swoich najznamienitszych dzieł, Państwo Boże, opisuje przykłady uzdrowień. Pewnego razu wraz z grupą wierzących został poproszony o modlitwę o uzdrowienie przez urzędnika o imieniu Innocent. Innocent cierpiał na ropień odbytu, bardzo bolesne schorzenie. Poprzednia operacja nic nie dała i musiała zostać powtórzona. Pamiętajmy, że operacje w tamtych czasach odbywały się bez znieczulenia; pacjenci mdleli z bólu a często umierali. Innocent tak bardzo bał się operacji, że podczas modlitwy bardzo głośno wołał do Boga. Jego głośne błaganie przeszkadzało Augustynowi w modlitwie. Jednak myślał on, ze jeśli Bóg miałby nie odpowiedzieć na takie rozpaczliwe wołanie, to na jakie inne miałby odpowiedzieć? Na następny dzień, na który przypadała operacja, gdy odwinięto bandaże, okazało się, że odbyt Innocenta jest całkowicie uzdrowiony.

Oświecenie i racjonalizm przyniósł do świata zachodniego wątpliwości co do ponadnaturalnych zjawisk. Uważano, że wszystko ma naturalna przyczynę. Cudów nie ma. Nawet w Kościele znaleźli się ludzie, którzy podważali nie tylko raporty uzdrowień, ale i wiarygodność zapisów cudów w Piśmie Świętym. W  tamtych czasach (XVIIIw.) wiara w cuda była passe. Jednym z tych, którzy nie poddali się temu trendowi kulturalnemu był Jan Wesley. Pomimo, że w swoich kazaniach nie podkreślał zjawisk ponadnaturalnych i skupiał się na głoszeniu ewangelii oraz pracy społecznej, wierzył on, że Bóg wciąż dokonuje cudów. Sam był świadkiem wielu z nich. W jednym ze swoich najdłuższych listów polemizuje z innym duchownym angielskim, profesorem Cambridge, cesacjonistą Middletonem, dowodząc, że nie można zaprzeczać, że Bóg wciąż uzdrawia i czyni cuda. (Cytuje m.in. Ireneusza). Jednak Wesley zauważa, że Bóg w świecie zachodnim nie czyni takich cudów, jak za dawnych czasów. Wesley podaje ku temu dwa powody.

Pierwszy z nich, to nominalna i sucha wiara oraz oziębła miłość wśród wierzących, czego owocem jest brak wytrwałości w modlitwie.

Drugi powód to Boża wola; w pewnych miejscach i czasach Bóg dokonywał większych cudów niż gdzieś indziej ze względu na trudną sytuację chrześcijan w tamtych czasach i miejscach. Uzdrowienia i wskrzeszenia z martwych, dziejące się  podczas okresu prześladowań w pierwszych wiekach były znakami

„mającymi na celu ponad wszystko wsparcie i umocnienie chrześcijan, którzy każdego dnia byli torturowani i zabijani lecz byli wzmacniani nadzieją lepszego zmartwychwstania.” 

Zatem pierwszy powód niewielkiego doświadczania cudów to my, a drugi to Bóg.

Biblii, historia, i współczesności widzimy, że Bóg działa uzdrawiając ludzi zgodnie ze swoją wolą.

Zatem gdy jesteśmy chorzy, powinnismy się modlić o uzdrowienie (Jak 5,14-16). Modlić się ze wszystkich sił. Wielu z nas doświadczy uzdrowienia. Wielu doświadczy uzdrowienia dzięki twojej modlitwie.

Na koniec- widzimy, ze Jezus nie chciał, by rozpowiadano o jego cudach. To tak zwany „sekret Mesjański”. Czemu?

Ponieważ nie chciał być znany jako ten, który jedynie pomaga ludziom. Wiedział, że przyszedł uczynić o wiele więcej- przyszedł by umrzeć za nas na krzyżu, uzdrawiając z prawdziwej choroby trawiącej nasze serca- choroby grzechu.

Każdy cud, którego doświadczymy tu, na ziemi powinien być świadectwem cudu oczyszczenia nas z grzechu, i cudu nowego narodzenia. I nawet, jeśli z jakiegoś nieznanego ci powodu uzdrowienie nie następuje, bądź pełen nadziei- ponieważ Jezus umarł zamiast ciebie i zmartwychwstał, ty również zmartwychwstaniesz. Jeżeli wierzysz w Niego- to śmierć nie będzie końcem. Będzie, jak pisał C.S.Lewis, drzwiami. Po drugiej stronie otrzymasz nowe, doskonałe i piękne ciało. I na wieki, wolny od cierpienia i chorób będziesz mógł cieszyć się Panem.

 

  • Continue Reading

Ew. Marka cz.3

Written by metodysci-admin on 28 października 2016. Posted in Przeczytaj kazanie

Ew. Marka cz.3

Ewangelia Św. Marka, którą właśnie wspólnie rozważamy, jak zapewne zauważyliście, różni się od pozostałych sposobem, w jaki został opisany Pan Jezus. Autor nie skupia się na samym nauczaniu Jezusa, czy też konkretnych wydarzeniach z jego życia, a raczej skupia się na samym Jezusie. Dowiadujemy się od Marka o tym kim był Zbawiciel, poznajemy go jako króla, a także dowiadujemy się po co przyszedł na ten świat, jaki był cel jego wędrówki – czyli Krzyż.

Na podstawie przeczytanych dzisiaj fragmentów dowiemy się, czym jest głoszona przez Jezusa Ewangelia, a także czym jest powołanie.

Czytamy, iż zaraz po kuszeniu na pustyni, Jezus rozpoczyna swoją misję. Tą misją jest głoszona przez Niego ewangelia. Jakie jest właściwe znaczenie tego słowa? Greckie słowo Euangelion, składa się z dwóch członów – podstawą słowotwórczą jest angelos – co się tłumaczy jako posłaniec, oraz prefiksu eu – czyli dobry, radosny. W literalnym tłumaczeniu ewangelia, to po prostu „dobra, radosna nowina lub nowina, która przynosi radość”. Oznacza to, że chrześcijaństwo w swojej esencji, nie jest misją, wizją, ani zadaniem które należy wypełnić aby dostać się do nieba, ale wydarzeniem historycznym, które już zostało dokonane. Zwrot ten używany był w czasach antycznych do ogłoszenia wieści, które miały doniosłe, historyczne znaczenie. Np. dokument o narodzinach, życiu i koronacji rzymskiego cesarza Augusta, zaczynał się w identyczny sposób, jak Ew. Marka od frazy „Początek ewangelii Cezara Augusta”. Ewangelia zatem nie odnosi się do wydarzeń z dnia codziennego, ale raczej zdarzeń przełomowych, o globalnym znaczeniu. Z czasów nam bliższych, można by przywołać np. datę 8 maja 1945 roku, kiedy to naczelne dowództwo wojsk niemieckich podpisało bezwarunkową kapitulację Wehrmachtu, oficjalnie kończąc II Wojnę Światową. Chociaż data ta w życiu zwykłych ludzi nie musiała oznaczać wielkiej zmiany wprost, wszak Europa została wyzwolona już wcześniej, to w sensie ideologicznym doniosłość tego zdarzenia była ogromna. Mówiło, nie jesteście już niewolnikami, zło zostało pokonane. Możecie wreszcie żyć w pokoju i budować od nowa. Podobnie rzecz się ma z chrześcijaństwem. O ile inne religie, czy filozofie oferują przede wszystkim instrukcję, naukę pokazującą, jak żyć aby znaleźć Boga lub szczęście, chrześcijaństwo jest przede wszystkim informacją. Chrześcijaństwo mówi: „Oto co zostało dla nas zrobione. Jezus żył i umarł w taki sposób, który otworzył nam drogę do Boga. Nie można sobie na to zasłużyć, można tylko to przyjąć”.

Następnie Jezus mówi, że wypełnił się czas i przybliżyło się Królestwo Boże. O jakim Królestwie on mówi i do jakiego upamiętania nawołuje? Aby dobrze zrozumieć jego wezwanie, musimy przypomnieć sobie, na jakie Królestwo czekali wówczas Żydzi. Zgodnie z mesjańskimi proroctwami, Jezus miał przyjść aby uwolnić Izrael z rzymskiej okupacji i zależności od wszelkich wrogów. Miał nadejść czas, w którym Izrael stanie się światową potęgą, a ci którzy poszli za głosem Jezusa – mieli wraz z nim panować nad podbitymi narodami. Zapanować miały pokój i dobrobyt. Tymczasem Jezus nawołuje ich do „upamiętania się”. A zatem od samego początku pokazuje, że nie o takim królestwie jest mowa. Jezus nie głosi królestwa w geograficzno-politycznych granicach (należy przy okazji zauważyć, że Jezus zawsze głosi nieodłącznie dwie rzeczy: wiarę i pokutę). Z Księgi Rodzaju, rozdziału 3 dowiadujemy się, że występując przeciwko Bogu, zdecydowaliśmy się sami stać swoimi Królami. Zdecydowaliśmy się pisać swoją własną historię, w której centrum znaleźliśmy się my.  Jak się okazało, człowiek postawiony w centrum okazał się być źródłem wszelkich nieszczęść. Jeżeli zrobilibyśmy badania dotyczące publikowania złotych myśli na Facebooku, prawdopodobnie okazałoby się, że 90%, to myśli o tym, w jaki sposób MY – JA mam żyć, by być zadowolonym, spełnionym i szczęśliwym. Co zrobić, jakich znajomych się pozbyć, jakich ludzi unikać, do jakich się zbliżyć aby osiągnąć Moje własne cele. To przekonanie prowadzi do wniosku, iż świat istnieje dla mnie i wyłącznie dla mnie sprawia, co z kolei sprawia, że świat staje się nieustannym polem walki. To jak się czuję, jak traktują mnie inni, czy osiągam sukces, zarabiam wystarczająco i wystarczająco dobrze wyglądam staje się dla mnie nadrzędną wartością. Gdybyśmy sami mieli spisać modlitwę pańską z pragnień naszego serca, to jakby ona brzmiała? Niech się święci MOJE imię, niech będzie MOJA wola, niech przyjdzie MOJE królestwo! Tymczasem to właśnie egoizm stoi u podwalin wszystkich konfliktów międzyludzkich. Konflikty w rodzinie, konflikty między grupami społecznymi, wojna klas, rasizm i szowinizm mają swoje źródło w przekonaniu o tym, że nadrzędnym dobrem jestem ja sam. Nadrzędne dobro zaś to moje dobro. Prawda jest jednak taka, że kiedy tylko stajemy się swoimi własnymi królami, centrum wokół którego ma kręcić się świat, zwiastuje to rychły koniec. Zaczynamy się rozpadać społecznie, duchowo, fizycznie, psychologicznie. Podobnie, jak Żydzi przekonani byli o tym, iż Mesjasz przyjdzie po to, aby mogli panować, tak samo my często podświadomie wierzymy, iż Jezus przyszedł po to abyśmy wreszcie mogli zająć miejsce na należnym nam tronie. Żywimy przekonanie, że wraz z przyjęciem Jezusa do naszego życia, czynimy go odpowiedzialnym za ułożenie naszego w życia w taki sposób, jaki uważamy za odpowiedni. Tymczasem Jezus wzywa do pokuty. Do porzucenia przekonania o tym, czym nam się zdaje, że jest jego Królestwo i przyjęcia Jego prawdziwego Królestwa. Okazuje się, że my nie mamy wspiąć się na tron, ale z niego zejść. Dopiero wówczas, gdy ustąpimy z tronu Jezusowi i poddamy się jego panowaniu, nasze życie może zostać naprawione. Widzimy, że Jezus przynosi uzdrowienie we wszystkich miejscach, gdzie ludzkie życie jest złamane. Nie ma takiego problemu, którego nie mógłby rozwiązać, takiej choroby, której by nie mógł uzdrowić. A jednak największą chorobą, z której nas chce wyleczyć, jest nasze grzech. Nasze nieustanne skupienie się na sobie i poszukiwanie własnego dobra kosztem innych. Nasze życie dla samych siebie. Dopiero kiedy poddamy się w jego władanie możemy zacząć żyć życiem, które ma dla nas Bóg. Podobnie, jak Izraelici w tamtych dniach, często wydaje nam się, że wiemy na czym polega problem w naszym życiu i przychodzimy do Jezusa, wierząc, że przyszedł właśnie po to, aby pomóc nam rozwiązać problem blokujący naszą wolność i pokój. Często okazuje się, że nasze przekonanie jest błędne. Dopiero kiedy on sam naprawdę zacznie panować w naszym życiu, możemy poznać prawdę o nas samych i o tym, co faktycznie da nam upragnione szczęście. Jaki naprawdę jest w życiu nasz problem. Paradoksalnie, dopiero kiedy poddamy się pod panowanie Jezusa, możemy być wolni.

Chwilę po tym, gdy Jezus rozpoczyna swoją wędrówkę po Palestynie, powołuje on grupę 12 apostołów, którzy będą towarzyszyć mu w jego służbie, a później, po jego wniebowstąpieniu kontynuować głoszenie dobrej nowiny. Interesujące jest to, że Jezus osobiście powołuje swoich uczniów. W ówczesnej kulturze jest to zjawisko zupełnie niezwykłe. To nie nauczyciele wybierali uczniów, ale raczej uczniowie znajdowali nauczycieli i prosili ich o możliwość dołączenia do danej szkoły. Jezus zaś sam wzywa Szymona, Andrzeja, Jakuba i Jana by szli za nim. Co ciekawe, robi to w chwili, gdy wykonują oni swoją pracę. Możemy dowiedzieć się z tego dwóch rzeczy. Po pierwsze: to nie my wybieramy Jezusa, ale On nas. To Jezus znajduje i Jezus woła po imieniu. W obecnych czasach, czasach hegemonii własnego „ja” taka informacja musi być bulwersująca. Uderza ona silnie w przekonanie, że każdy jest „kowalem własnego losu” i „wyłącznie od nas samych zależy jak wygląda nasze życie”. Oczywiście uczniowie mogli powiedzieć „nie” na wołanie Jezusa, ale to nie zmienia faktu, że to on woła ich. Prawda, która wynika z tego mówi, że wszelki zwrot człowieka ku Bogu zawsze wychodzi z inicjatywy tego drugiego. To nie my wybieramy jego, lecz on nas. Czasem możemy przeczytać czyjeś świadectwo o tym, jak poszukiwał Boga, czy w książkach o historii religii dowiedzieć się na przykład, że „ludzkość od wieków poszukuje kontaktu z Bogiem lub bogami”. Ale stoi to w sprzeczności do tego, co czytamy w 3 rozdziale listu do Rzymian, gdzie dowiadujemy się, że „nikt nie szuka Boga”. C.S. Lewis powiedział, że twierdzenie, iż ludzie poszukują Boga jest równie absurdalne, jak twierdzenie, że myszy szukają kota. Kto chciałby stanąć w obliczu istoty absolutnie świętej, nieskończenie wielkiej i doskonałej, w obliczu której widzimy własną grzeszność, niedoskonałość i małość? Nie, szukamy spełnienia w życiu, satysfakcji, pokoju, wolności czy szczęścia, ale nie Boga. To Bóg szuka i znajduje nas przez Jezusa Chrystusa.

Druga istotna kwestia związana z tym wydarzeniem pokazuje, iż pójście za Jezusem kosztuje. Dla uczniów oznaczała ona porzucenie pracy i rodziny. To oznaczało wielkie wyzwanie. Mieli oni porzucić zajęcie, które prawdopodobnie wykonywane było w ich rodzinach od pokoleń i do wykonywania którego byli przeznaczeni od dnia swoich narodzin. Były to czasy, gdy fach i warsztat przekazywane były z pokolenia na pokolenie. W danej umiejętności zamknięte były bezpieczeństwo i dobrobyt rodziny. Wspólny biznes rodzinny przechodził często z ojca na syna przez całe wieki – gdy czasy były ciężkie, po prostu pracowano ciężej. Zmiana zajęcia co 5 lat nie była opcją, jak ma to miejsce obecnie. I w trakcie wykonywania takiej czynności, Marek pokazuje nam, Jezus powołuje uczniów. Te dwie części życia (praca i rodzina) oznaczały wówczas status, bezpieczeństwo i pozycję. Szczególne znaczenie miało przywiązanie i lojalność wobec rodziny. Jezus nakazuje swoim uczniom pozostawić to i iść za nim. O ile dla uczniów poczucie ich tożsamości i wartości leżało przede wszystkim w więzach rodzinnych, współczesny człowiek pokładał raczej będzie swoją ufność w karierze, czy sukcesie finansowym. Cokolwiek by to nie było, Jezus wzywa nas do porzucenia wszystkiego dla niego. Wiemy, że uczniowie nie przestali być częścią swojej rodziny, jak i nie zaprzestali łowienia ryb. Porzucenie wszystkiego dla Jezusa nie musi oznaczać faktyczne zaprzestanie wykonywania codziennych obowiązków na rzecz życia misyjnego, ale oznacza zmianę w sercu, w której na najwyższym miejscu staje Bóg. W ewangelii Łukasza 14,26 czytamy: „Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego, matki i dzieci i braci i sióstr, a nawet i życia swego nie może być uczniem moim”. To brzmi bardzo ekstremistycznie. Szczególnie w obecnych czasach, kiedy wszelki ekstremizm kojarzony jest z terroryzmem, taka deklaracja może budzić głęboki niepokój. Mam w imię religii nienawidzić własnych rodziców? Oczywiście w świetle ewangelii taki wniosek jest fałszywy. Wiemy, że zgodnie z nakazem Jezusa mamy kochać nawet naszych wrogów, nienawiść jest wykluczona. Jezus pokazuje nam przede wszystkim, że wszystko inne w porównaniu z miłością do niego powinno wyglądać, jak nienawiść.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tak twarde warunki stawia nam Pan Jezus? Odpowiedź jest bardzo prosta: jeżeli w naszym życiu jest cokolwiek, co jest ważniejsze od niego, to w rzeczywistości to jest nasz Bóg, a Jezus staje się wówczas tylko środkiem do celu. Jeśli mówimy: pójdę za tobą jeśli powiedzie mi się w karierze, jeśli będę miał szczęśliwą rodzinę, jeśli będę uzdrowiony fizycznie i psychicznie, to pokazuje nam, że nie Jezus, ale ta RZECZ jest moim Panem, a Jezus środkiem do osiągnięcia celu.

W powieści „Władca Pierścieni” J. R.R. Tolkiena pośród wielu charakterów, jednym z najbardziej intrygujących jest sam pierścień. Posiada on niezwykłą moc zamieniania rzeczy dobrych w złe, pięknych w brzydkie. Stają się karykaturą samych siebie, perwersją tego, czym kiedyś były. Elfy zamienia w trolle, ludzkich królów w przerażające duchy, hobbita Smeagola w paskudnego Golluma. Największą siłą pierścienia jest jego moc przemieniająca serca. Zasada działania pierścienia opiera się na tym, iż bierze on rzecz, która sama w sobie jest dobra, obiecuje pokój i szczęście, a następnie zamienia ją w obsesję, w coś co musimy mieć, co zaczyna nas kontrolować. Dla Smeagola umiłowanie piękna pierścienia staje się obsesją, zamienia go w pokraczną postać, przedłuża lata jego życia, ale są to lata spędzone w samotności i udręce. Boromira, którego największe wartości to patriotyzm i bohaterstwo, pierścień zamienia w człowieka podłego, owładniętego żądzą władzy. Frodo, łagodny hobbit, dla którego najważniejsze jest poczucie obowiązku i służenie innym, zamienia się powoli w osobę odpychającą, użalającą się nad sobą i zawładniętą przekonaniem o swojej własnej ważności, która nie jest w stanie dokończyć swojej misji. Pierścień odkrywa to, co funkcjonuje w życiu jako praktyczny zbawiciel i wykorzystuje tę wiedzę do zawładnięcia daną istotą.

Jezus nigdy nie stanie się pierścieniem z powieści Tolkiena w naszym życiu. Kocha nas za bardzo by na to pozwolić i jego miłość nie pozwoli nam na noszenie innych pierścieni mocy. Dlatego to on musi stać się celem w naszym życiu, naszą największą miłością, a nie środkiem do samorealizacji.

 Dopiero kiedy widzimy, że ewangelia nie jest czymś, co mamy zrobić, na co mamy zasłużyć rozumiemy, że radykalne pójście za Jezusem nie może prowadzić do niezdrowego fanatyzmu. Przede wszystkim, jeśli ewangelia jest łaską, na którą nie można zasłużyć, to wyklucza możliwość poczucia wyższości. Nic nie zrobiłem żeby zyskać sobie bożą przychylność, więc w niczym nie jestem lepszy od tych, którzy ją odrzucają. To Królestwo, które możemy tylko przyjąć, a którego nie możemy zdobyć i nie możemy nikomu narzucić. Dlaczego? Ponieważ Jezus przychodzi jako sługa i każe nam stać się sługami. To wyklucza możliwość narzucania swojej ideologii ponieważ służbę można tylko zaoferować. Ludzie, którzy używają religii do tego by narzucać swoją ideologię innym nie są zbyt fanatyczni w podążeniu za Jezusem, oni są za mało radykalni. W dalszym ciągu religia, chrześcijaństwo służy im do ich własnych celów. Bóg jest dla nich użyteczny. Jak pierścień władzy ma dać im upragniony cel. Radykalne podążanie za Jezusem oznacza, iż nasze postępowaniu wobec innych zawsze musi być kierowane dobrem innych.

Czasami pójście za nim oznacza trudne doświadczenia.

I tak właśnie żył Jezus. Przyszedł jako sługa i zawsze czynił dobro. I nigdy nie prosi nas abyśmy zrobili coś, czego on sam już by dla nas nie zrobił. Prosi nas abyśmy porzucili swoje królestwo – on sam zostawił swoje królestwo by żyć pośród nas na tym złamanym świecie. Kiedy prosi nas Szymona i Andrzeja by pozostawili swojego ojca w łodzi, on już pozostawił swojego ojca w niebie. A później utraci swojego ojca całkowicie – na krzyżu umierając za nas. Jezus prosi żebyśmy zostawili dla niego wszystko, ale on sam zostawił dla nas wszystko! Zostawił wszystko i zstąpił do piekieł abyśmy my mogli wstąpić do nieba. Czasem idąc za nim będzie ci się zdawać, że idziesz w złym kierunku, że się pomylił i prowadzi cię w ślepą uliczkę. Będą momenty, w których będziesz żałować, że wybrałeś tę drogę. Ale idź za nim dalej. Zdaj się na jego mądrość. Nie zawiedziesz się.

Módlmy się.

Panie, dziękuję ci za twoją dobroć i mądrość. Dziękuję ci, że zostawiłeś dla mnie swoją boską chwałę, abym ja mógł doświadczyć twojej chwały. Oddałeś wszystko aby zyskać mnie. Nigdy nie pojmę twojej miłości i twojej dobroci, ale pozwól mi żyć tak, aby ewangelia zawsze była najważniejsza w moim sercu. Aby ludzie, którzy są w ciemności i nie mają nadziei mogli usłyszeć o tym, jakie światło przynosisz do życia tych, którzy cię kochają i jaką nadzieję dajesz wszystkim, którzy za tobą idą.

W imieniu Jezusa. Amen

  • Continue Reading

Ew. Marka cz.2

Written by metodysci-admin on 21 października 2016. Posted in Przeczytaj kazanie

Ew. Marka cz.2

Ew Marka 1,9-11 Chrzest Jezusa.

Marek przedstawia Jezusa jako Króla i Boga, Pana wszechświata.

Jan, o którym Pan powiedział, że jest największym z proroków, świadczy o Jezusie: „Nadchodzi potężniejszy ode mnie.“ Czy nieco potężniejszy? Nie, o wiele, wiele bardziej potężny: „Nie jestem godzien by zawiązać mu sandały u nóg”- świadczy Jan o Jezusie. Nagle nadchodzi Jezus i ustawia się w kolejce do chrztu! Wtedy otwiera się niebo, zstępuje Duch Święty w postaci gołębicy i rozlega się głos Boga Ojca: „Oto mój Syn umiłowany w którym mam upodobanie.“

Marek pokazuje że cała Trójca Święta bierze udział w tym wydarzeniu. Dlaczego gołębica?

Choć dla nas Duch Święty kojarzy się z gołębiem, jednak dla ówczesnych słuchaczy nie był to zbyt znany symbol. Tylko raz Biblia łączy Ducha Świętego z gołębicą.

W Targumie, czyli aramejskim przekładzie Starego Testamentu, który był popularny w czasach Jezusa, w opisie stworzenia świata pojawia się zwrot, że Duch Święty unosił się nad powierzchnią wód jak gołębica. Marek w ten sposób porównuje inaugurację służby Jezusa do inauguracji świata. Tak, jak Bóg w Trójcy jedyny stwarzał świat, tak teraz ten sam Bóg, cała Trójca bierze udział w dziele odkupienia świata. Śmierć i zmartwychwstanie Jezusa zapoczątkuje odnowienie całego stworzenia! Zarówno Bóg Ojciec, jak i Syn i Duch Święty są obecni w czynny sposób w tych wydarzeniach.

Pomówmy o Trójcy, którą tu przedstawia Marek.

Widzimy tu, jak Bóg Ojciec uwielbia Swojego Syna, a Duch zstępuje na Niego. Jan w swojej ewangelii pisze, że osoby Trójcy uwielbiają siebie nawzajem. Duch wielbi Jezusa (J.16,12). Syn uwielbia Ojca a Ojciec Syna (J.17,4-5) Co to znaczy? C.S.Lewis używa tu metafory tańca. Osoby Trójcy orbitują wokół siebie nawzajem, w miłości i podziwie. Dlatego, argumentuje Lewis, Bóg jest bardzo szczęśliwy.

Wyobraża sobie jak bardzo byłbyś szczęśliwy, gdybyś odkrył, że osoba, którą najbardziej podziwiasz, szanujesz i kochasz, żywi do ciebie takie same uczucia!

Zatem Bóg w Trójcy jedyny jest początkiem, powodem wszystkich relacji, a przeznaczeniem tych relacji jest wzajemne obdarzanie się uczuciem, podziwem, i służbą.

Jak się ta prawda ma do naszego życia?

Każdy chciałby, by w jego rodzinie było jak w niebie. Czy po pracy wracasz do „nieba”? Czy do „piekła”?

To zależy, jak wyglada orbitowanie w twojej rodzinie.

Najbardziej naturalne jest, że matka orbituje wokół własnych dzieci.

Ale czy wasze dzieci widzą, jak wy, jako rodzice orbitujecie wokół siebie? Jak podziwiacie się nawzajem? Jak służycie sobie nawzajem?

Czy raczej widzą, jak jedna osoba jest statyczna, a reszta musi orbitować wokół niej?

Dzieci powinny być zaproszone do tego tańca.

To tylko jeden przykład. Zachęcam cię, byś w modlitwie, rozważając Bożą dającą siebie miłość, przemyślał sfery pracy, przyjaźni i inne. Pomyślcie, jakim byśmy byli obrazem samego Boga, w Trójcy jedynego dla naszych rodzin, znajomych, sąsiadów i współpracowników.

Jednak z jakiegoś powodu orbitowanie wokół innych jest dla nas trudne, czasem niemożliwe.

Jest tak z powodu grzechu. Grzech powoduje że jesteśmy w bezruchu, spodziewając się, że inni mają wokół nas orbitować – współmałżonek, koledzy, nawet sam Bóg.

Lecz Jezus, będąc na ziemi, zachowywał się wobec ludzi tak, jak w wieczności zachowywał się wobec Ojca i Ducha. Orbitował, kochając, służąc, i podziwiając: „ja dałem im chwałę…” (J.17,22)

Podobnie Paweł pisał, że Bóg tych, których powołał tych i uwielbił.(Rz 8,17; 30)

Dlatego ewangelia to opowieść o tym że On żył tak, jak my powinnismy żyć. Powinnismy, lecz sami z siebie nie potrafimy. Nie potrafimy sami obmyć się z grzechu i żyć orbitując wokół Boga, wielbiący go dla niego samego. Wokół naszych bliskich i bliźnich kochając ich i służąc bezinteresownie.

Jaka jest dla nas zatem nadzieja?

Jezus i to, co dla nas uczynił.

Jezus żył w ten sposób dla nas i za nas. Oto tajemnica jego chrztu. Dlaczego bowiem miał się dać ochrzcić? Przecież nie zgrzeszył!

Dlaczego ten potężny władca i Król czeka, by Jan go ochrzcił?

Wiemy, że nie dlatego, że był grzesznikiem. Lecz zrobił to, by utożsamić się z grzesznikami. Już na początku swojej służby Jezus pokazuje, jaki będzie jej koniec – ostatecznie utożsami się z grzesznikami gdy On, bezgrzeszny, poniesie na krzyżu nasz grzech.

Jego panowanie nie uciska nas. Jego panowanie uwalnia nas. Uwalnia nas od panowania tego, co nas naprawdę uciska – grzechu.

Jedyny sposób, by być wolny od grzechu, to poddać się komuś większemu – Jezusowi.

Jest coś ciekawego w chrzcie Jana, który jest zapowiedzią chrztu chrześcijańskiego. W tamtych czasach obmywania nie były czymś niezwykłym. Religijni Żydzi obmywali swoje ręce jako ryt religijny, a poganie musieli cali obmyć się przed przystąpieniem do Pana i złożeniem ofiary w świątyni. Jednak każde z tych obmyć było dokonywane na sobie samym. Chrzest Jana, a potem chrzest chrześcijański musiał być dokonany przez kogoś innego. Już od początku niosło to przesłanie: „nie możesz się sam obmyć! Ktoś musi dokonać tego za ciebie, na tobie”.

Obmywania ciała wodą symbolizowało obmycie z grzechów. Tutaj już Jan zaznaczał: nie możesz sam obmyć się z grzechu – ktoś inny musi obmyć ciebie. Ktoś inny musi cię ochrzcić.

Oto obraz łaski. Oto obraz uniżenia.

Twój i mój grzech jest zbyt wielki by mógł być obmyty przez nas samych – naszą rekompensatę w postaci dobrych uczynków na rzecz innych ludzi.

Jednak Jezus daje się ochrzcić – obmyć! Utożsamia się z tobą i mną, mówiąc symbolicznie: „choć nic nie możesz poradzić na brud twojego grzechu, ja biorę go na siebie!“

A zatem Pan nie daje się ochrzcić Janowi dla swojej korzyści, lecz robi to dla naszej korzyści.

Jezus nie tylko żyje tak, jak my powinniśmy żyć.

Jest jeszcze jeden chrzest przed Nim: „chrztem mam być ochrzczony, i jakże jestem udręczony, aż się to dopełni.” (Łk 12,50) Jezus ma na myśli chrzest, czyli zanurzenie w śmierci za nas. On umrze dla naszego ratunku, naszego zbawienia. Niech poprzez rozważanie tych dwóch chrztów Jezusa Pan da Ci łaskę byś mu zaufał. Niech Duch Święty wprawi nas w ruch, byśmy na wzór samego Boga w Trójcy jedynego bezinteresownie Go kochali oraz ludzi wokół nas. Amen

  • Continue Reading

Modlitwa kościoła kształtuje modlitwę osobistą

Written by metodysci-admin on 7 października 2016. Posted in Przeczytaj kazanie

Modlitwa kościoła kształtuje modlitwę osobistą

To, co odróżnia modlitwę prywatną, czyli tak zwany cichy czas, od modlitwy kościoła to po pierwsze, element doktrynalny. Dzisiejszy tekst pokazuje, jak ważne było dla narodu Izraela przekazywanie wiary w Boga kolejnym pokoleniom. W innym miejscu czytamy: „I abyś ty opowiadał dzieciom swoim i wnukom swoim, jak obszedłem się z Egipcjanami, i jakie znaki czyniłem wśród nich, byście poznali, żem Ja Pan.” II Mojż 10,2
Wiara Izraela przetrwała przede wszystkim dzięki kultowi, modlitwie, uwielbieniu. Kult Boga odbywał się w dwóch rodzajach wspólnot: zgromadzeniu w synagodze i rodzinie. Dla Żydów było oczywiste, że modlitwa i kult Boga ma w sobie zawarty element edukacyjny. Odpowiedzialnością rodzin było po pierwsze, uczestniczyć w nabożeństwie, a po drugie, obchodzić szabas. Tam, przy stole, każdego piątku wieczorem ojciec zadawał pytania dzieciom na temat Boga i historii odkupienia Żydów z Egiptu. To nie była kwestia chcenia czy niechcenia, lecz obowiązek przekazywania wiary z pokolenia w pokolenie. Iz 38,19; 5 Moj. 4,9; 6,7; 11,19; 31,19- pieśń
Edukacyjną rolę pełniły również Psalmy. My niestety, często redukujemy rolę Psalmów do osobistego modlitewnika naszej relacji z Jezusem. Jednak dla Izraela Psalmy znaczyły o wiele więcej. Były one używane w liturgii Izraela i przekazywały Bożą historię następnym pokoleniom. Ps 78, którym dziś się modliliśmy jest tego przykładem.
Doktryna o tym, kim jest Bóg – wszechmogący, sprawiedliwy, święty, i kochający, była przekazywana przede wszystkim poprzez opowieść, historię zbawczych czynów Pana w dziejach Izraela.
Kościół kontynuował tradycję przekazywania wiary na podobnej zasadzie. Jak przetrwała ewangelia? Jak przetrwała prawda o Trójcy, o zbawieniu z łaski?
Poprzez modlitwę kościoła, poprzez liturgię. Przykłady:
Czy Biblia jest Słowem Boga?
– po czytaniach mówimy: „Oto słowo Boże.”
Czy Bóg jest Trójjedyny?
– kościół modli się od wieków: „chwała Ojcu, i Synowi, i Duchowi Świętemu, jak była na początku teraz i zawsze i na wieki wieków, Amen.”
Nie wspominając o credo apostolskim oraz wieczerzy Pańskiej, po której wyznajemy: Chrystus umarł, Chrystus zmartwychwstał, Chrystus powróci.

W tradycji kościoła ukuł się zwrot: „Lex orandi lex credenti”, co można rozumieć jako: ” to, jak wierzysz, wpływa na to, jak się modlisz.” Albo: „to, jak się modlisz, wpływa na to, jak wierzysz.” Obie interpretacje są poprawne.

Czy zastanawiałeś się, dlaczego możesz prywatnie modlić się spontanicznie, wylawając swoje serce przed Panem? Ponieważ modlitwa kościoła dźwiga prawdę Ewangelii, przenosi z pokolenia na pokolenie naukę apostołów.

Zatem pierwsza różnica pomiędzy modlitwą osobistą a wspólnotową polega na elemencie doktrynalnym.

Rozumiejąc wagę Marcin Luter napisał nie tylko Wielki Katechizm ale tez Mały Katechizm. Korzystać z niego miały rodziny podczas wspólnego czasu modlitwy.

Jako pastor oraz jako rodzic zadaję sobie takie pytanie: jakie jest niezbędne minimum elementu doktrynalnego w kościele i w mojej rodzinie?
– Prawda o Bogu w Trójcy jedynym
– Prawda o zbawieniu z łaski przez wiarę w Chrystusa
– Prawda o tym, że Biblia jest Słowem Bożym

Jak uczę tego moje dzieci? Przede wszystkim poprzez wspólną modlitwę.
Twoja rodzina powinna umieć modlić się
– spontanicznie, czyli swoimi słowami
– Słowem Bożym, na przykład Psalmami
– modlitwami kościoła, zbudowanymi na Bożym Słowie.
Powinniśmy starać się, by cała nasza rodzina brała udział od początku do kóńca w całym nabożeństwie. Jednak dla rodziny największą korzyścią jest, gdy drobne elementy występujące na nabożeństwie są praktykowane w domu: dzieci w domu uczą się Ojcze Nasz, Credo, proklamacji wiary, aktu pokuty i przyjęcia przebaczenia, modlitwy Psalmem, modlitwy spontanicznej. Wtedy bedą umiały brać udział w nabożeństwie.

Drugi element wspólnotowej modlitwy Druga korzyść płynąca ze wspólnej modlitwy to przemiana serca.
Modląc się osobiście podświadomie wybieram pieśń która odpowiada mojemu nastrojowi w dany dzień. Rozważam tekst, który interpretuję zgodnie z moimi poglądami. Bardzo trudno jest wyrwać się z kręgu swojego „ja”; jeśli nie będziemy tego świadomi nawet Bogu będziemy kazali orbitować wokół nas. Oczywiście, On tego robić nie będzie, więc modlimy się do Boga urojonego, skrojonego na nasze potrzeby.
Dzięki wspólnej modlitwie poznaję lepiej Boga oraz poznaję lepiej samego siebie.
To jest najpełńiej możliwe we wspólnocie kościoła.
Gdy jako rodzina gromadzicie się wieczorem na modlitwie; gdy spotykasz się z grupą przyjaciół na modlitwie; gdy jako kościół spotykamy się na modlitwie dzieje się coś wspaniałego. Pan czyni z nami to, co dzieje się na Jego stole z chlebem i winem: On nas zebrał, tak różnych, tak bardzo do siebie nie pasujących, jak różne są grona winne i różne kłosy zboża. A jednak zebrane razem wypełnią jeden kielich, i tworzą jeden bochenek chleba. Chleb wciąż jest chlebem a wino winem ale już nie są jedynie chlebem i winem.Poprzez modlitwę Pan przemienia ten chleb i to wino w swoje ciało i krew. Gdy twoja rodzina się modli Bóg przemienia was. Ludzie patrząc na waszą rodzinę będą widzieć was, ale o wiele więcej, niż was. Będą widzieć Chrystusa. Ludzie przychodzący na nabożeństwo będą widzieć nas ale coś więcej, niż nas. Zobaczą Chrystusa. Ponieważ dzięki wspólnej modlitwie my będziemy stawali się coraz mniejsi, a Pan będzie stawał się w nas coraz większy, i bardziej widoczny.

  • Continue Reading

Modlitwa cz. 7

Written by metodysci-admin on 29 września 2016. Posted in Przeczytaj kazanie

Modlitwa cz. 7

1 Tes 5,16-28 „Bez przestanku się módlcie”

Jak odnaleźć prawdziwą, głęboką przyjemność w modlitwie? Czy modlitwa ma być przyjemnością czy obowiązkiem? Czy mamy modlić się gdy mamy ochotę czy też regularnie?

Odpowiedz brzmi: jedno i drugie. Spontaniczne działanie daje powierzchowną przyjemność. Na przykład,  gdy w ręku będę  trzymał skrzypce Stradivariusa, będę podekscytowany.  Nawet spróbuję wydobyć z nich dźwięk. Jednak będzie to powierzchowna przyjemność. Jednak, gdy poświęcę czas, by regularnie ćwiczyć  grę na skrzypcach, czyli narzucę sobie dyscyplinę, wtedy, wydobywając piękny dźwięk ze Stradivariusa, doświadczać mogę głebokiej przyjemności.
Dlatego uczniowie poprosili, by Pan nauczył ich się modlić.
Modląc się jedynie wtedy, gdy masz ochotę, i tak, jak masz na to ochotę będziesz w najlepszym razie miał powierzchowną przyjemność relacji z Bogiem. Jednak, gdy postanowisz modlić się regularnie, z czasem będzie to dla ciebie o wiele większą przyjemnością. Autor Modlitewnika Powszechnego, Tomasz Cranmer wiedział, że obowiązek i przyjemność w modlitwie nie muszą  się wykluczać. Jedna z modlitw, którą zaproponował brzmi: „Panie, pomóż nam doświadczyć tego, co dla nas nabyłeś i pokochać to, co nam nakazujesz.“

Daniel miał zwyczaj modlić się trzy razy dziennie, pomimo wielu swoich obowiązków jako premier. Dan. 6,10
Postać Daniela wskazuje w przód na Jezusa.
Nikt nie wątpi, że Jezus czerpał głęboką satysfakcję z modlitwy. A jednak czytamy, że Pan „miał w zwyczaju” modlić się (Łk 22,39).
Podobnie autor najdłuższego Psalmu 119 wola do Boga o doświadczenie słodyczy rozważanego Słowa, a jednocześnie pisze: „siedem razy dziennie wysławiam cię za Twoje Słowo!“

Nasz dzisiejszy tekst mówi o nieustającej modlitwie.
Chrześcijanie rozumieli ten zwrot jako regularną modlitwę, kilka razy dziennie.
Wtedy powstaje w nas gotowość do modlitwy w każdej chwili, świadomość obecności Boga gdziekolwiek jesteśmy. Pan nazywał tą gotowość to czuwaniem.

Popularna Liturgia godzin wzięła się z odpowiedzi na pytanie Jezusa do śpiących uczniów: „nie mogliście czuwać ze mną jednej godziny?“
Chrześcijanie rozwinęli wiec zwyczaj modlitwy 5 razy dziennie.
Duchowni modlili się nawet 7 razy dziennie. Jednak zwykły człowiek nie był w stanie poświęcać tyle czasu na modlitwę.
Reformacja przyniosła odnowę życia modlitewnego.
Thomas Cranmer zauważył potrzebę dopasowania modlitw do funkcjonowania zwykłych ludzi, z czego powstał modlitewnik powszechny w 1549.
Jego celem była pomoc zwykłym ludziom modlić się właściwie i regularnie. Drugim celem była większa niż dotychczas ekspozycja ludzi na Słowo Boże.
Cranmer proponował modlitwę  2 razy dziennie, przeplataną czytaniami Słowa Bożego oraz śpiewanym psalmem.
Luter pisał, że modli się dwa razy dziennie.
Kalwin: 5 razy dziennie: po wstaniu, przed pracą, przed jedzeniem, po jedzeniu, przed snem.
Jednak większość kościołów protestanckich sprowadziła tradycję modlitwy do osobistej modlitwy porannej i rodzinnej modlitwy wieczornej.
Zwróćmy uwagę, że reformatorzy nie znieśli tradycji regularnej modlitwy w imię posiadania relacji z Bogiem. Nie przeciwstawiali relacji religii. Wiedzieli, że relacja z Bogiem musi wyrażać się w czynnościach religijnych, jak na przykład wspólna modlitwa kościoła.

Przeskoczymy w czasie o kilka wieków do przodu.
Skąd wziął się znany większości z nas zwrot „cichy czas?” Z 30 stronicowej książeczki wydanej w 1945 roku która stała się bestsellerem i utorowała drogę temu terminowi. Cichy czas zakładał modlitwę 1 raz dziennie.

Podsumowując: wspólne cechy wszystkich powyższych systemów modlitwy to:
– modlitwa Słowem Bożym (psalmy)
– czytanie Słowa Bożego
– modlitwa rożnymi rodzajami: uwielbienie, wyznanie, prośby.

Widzimy wiec, że Kościół zawsze rozpoznawał potrzebę regularnej modlitwy.

A jednak tak często jesteśmy jak uczniowie w Ogrodzie Oliwnym- nasz duch jest ochoczy ale ciało słabe. Kto z nas przynajmniej raz nie zawiódł się na sobie jeśli chodzi o regularną modlitwę? Jezus zapytał śpiących uczniów: „Nie mogliście czuwać ze mną jednej godziny?”
Odpowiedz brzmi- niestety, nie. Zdani na siebie nie potrafimy czuwać na modlitwie. Nie potrafimy też modlić się jak należy. Jeśli nie dojdziesz do tego przekonania, będziesz miał tendencje do czynienia z modlitwy uczynku, zasługi, z której jesteś dumny. Na podstawie tego, jak wspaniale regularnie się modlisz spodziewasz się, że Bóg będzie cię nagradzał błogosławieństwami.
Jednak gdy zobaczysz, że tak naprawdę nie potrafisz o własnych siłach czuwać regularnie na modlitwie, czas tej modlitwy będzie łaską, a nie prawem.
Co dokładnie mam na myśli?
W tym tygodniu w wiadomościach sportowych świat zachwycił się postawą triatlonisty, który walczył o zwycięstwo w morderczym wyścigu. Biegł razem ze swoim bratem, który, będąc pierwszy, i mając zaledwie 400 m do mety, zasłabł i upadł. Jego brat, biegnąc za nim, podniósł go, objął i razem z nim zaczął biec w kierunku mety. Choć inny zawodnik wyprzedził ich i zdobył złoty medal, to bracia jako drudzy dobiegli do mety. Pół metra przed metą silniejszy brat rzucił zasłabłego brata na linię mety, tym sposobem zapewniając mu drugie miejsce.
Zatem osłabły brat doświadczył łaski- zwyciężył dzięki sile swojego brata.
Pan Jezus jest naszym bratem (Hbr.2,11).
On swoją śmiercią na krzyżu wysłużył dla nas dostęp do Boga Ojca- dzięki niemu tron Boży, przed którym stajemy w modlitwie jest tronem łaski a nie sądu (Hbr 4,16). Ale nasz brat zrobił dla nas jeszcze więcej!
On teraz wstawia się za nami! (Hbr.7,25). Modli się doskonale, udoskonalając nasze dalekie od perfekcji modlitwy.
To nie jest jedynie intelektualna prawda. Możemy faktycznie być wzmocnieni, możemy faktycznie doświadczyć łaski płynącej ze wstawiennictwa Pana. Dlaczego? Ponieważ Słowo Boże mówi, że nie tylko Jezus się za nami wstawia, ale również Duch Święty się za nami wstawia! (Rz.8,26-27).
Nieustanne wstawiennictwo Chrystusa za nami  u Ojca wspiera nasze słabnące wysiłki modlitewne. Gdy brak ci wytrwałości, gdy nie potrafisz czuwać regularnie w modlitwie, pomyśl o Nim! Pomyśl o jego nieustającym wstawiennictwie, a Duch Święty udzieli ci łaski, byś czuwał razem z Nim. To jego siła przeniesie cię przez linię mety. Gdy zwyciężysz, to będziesz wiedział ze to jego zwycięstwo, jego poświęcenie! Twój czas modlitwy będzie łaską, a nie prawem.
Biegnący brat poświecił medal na korzyść słabnącego brata. Twój Pan poświecił życie byś mógł każdego dnia przychodzić przed tron Ojca, i być przyjęty jak umiłowany syn i córka. Korzystaj z tego przywileju!

  • Continue Reading

Wolność finansowa

Written by metodysci-admin on 5 sierpnia 2016. Posted in Przeczytaj kazanie

Wolność finansowa

Przechodzimy właśnie do ostatniego fragmentu listu do Filipian. Kościoła, który jak pisał sam Paweł, był mu szczególnie bliski i cenny. W podsumowaniu listu, Paweł przechodzi do podziękowania za otrzymany dar, ale zwróćmy uwagę, że nie jest to zwyczajne „dziękuję”. Można dostrzec, że apostoł wykorzystuje sytuację do tego, aby przekazać kościołowi prawdę na temat konieczności dzielenia się dobrami z innymi, a także ze skutkami, jakie dzielenie to niesie dla nas i innych. Dotykamy zatem tematu finansów. Tematu, który zawsze będzie istotny, a co za tym idzie również kontrowersyjny. Istotny, dlatego, że czy tego chcemy, czy nie, pieniądze pełnią ważną rolę w życiu. Albowiem jako prawy środek płatniczy, pozwalają one na nabycie koniecznych do przeżycia dóbr, zapłacenie rachunków, a jeśli te podstawowe potrzeby zostaną zaspokojone, do tego, aby prowadzić styl życia, który nam odpowiada. Kiedy pisałem to nauczanie, postawiłem sobie trzy pytania, które wiążą się z dawaniem, na które postaramy się teraz sobie odpowiedzieć.

  1. Krajobraz po grzechu, czyli dlaczego świat potrzebuje ludzi, którzy będą się dzielić swoimi dobrami z innymi?
  2. Dlaczego tak trudno jest się nam dzielić?
  3. Dlaczego dzielenie się jest najlepszym sposobem naśladowania Chrystusa?

Aby odpowiedzieć na pierwsze pytanie, „dlaczego musimy się dzielić”, należy cofnąć się do księgi Rodzaju. Kiedy czytamy fragmenty mówiące o stworzeniu człowieka, widzimy, że świat stworzony przez Boga jest dobry. W odróżnieniu od innych religii, geneza powstania świata w chrześcijaństwie wyróżnia się swoim optymizmem. Świat nie wyłania się z chaosu, jako dzieło przypadku, z którego następnie powstają przeróżni kapryśni bogowie walczący ze sobą o wpływy i władzę, a człowiek powstaje jako istota słaba i bezradna wobec sił natury. Według tradycji Judeo-chrześcijańskiej, to dobry Bóg stwarza człowieka w warunkach idealnych dla tego, aby ten mógł być szczęśliwy i spełniony. Nie ma mowy o jakimkolwiek braku czy niedostatku. Dopiero bunt człowieka, jego fałszywe przekonanie, iż jego Stwórca, tak naprawdę nie jest dobry, doprowadziło do tego, że świat stał się miejscem, w którym niedobór i bieda są zjawiskiem powszechnym. Obecnie prawie miliard ludzi na świecie usiłuje przeżyć mając jednego dolara dziennie. Tj. jakieś cztery złote. Tymczasem aktywa 358 miliarderów przewyższają łączne dochody roczne krajów, które zamieszkuje 45% ludności świata. Suma aktywów trzech najbogatszych ludzi świata jest większa, niż łączny PKB wszystkich krajów najmniej rozwiniętych. Co roku umiera z głodu 15 milionów dzieci. To znaczy, że co 5 sekund, gdzieś umiera jakieś dziecko. 1/12 ludzi na świecie choruje z niedożywienia, w tym 160 milionów dzieci poniżej piątego roku życia.  Aby pokryć niezaspokojone potrzeby świata w zakresie higieny i żywności, wystarczy 13 miliardów dolarów – tyle, ile ludzie w USA i Unii Europejskiej wydają co roku na perfumy.

Ale świat zachodni ma swoje problemy. Szybkie tempo życia, lęk przed utratą pracy są przyczyną silnych stresów i nerwic. Niemiecki tygodnik „Focus” pod koniec 1996 roku zamieścił prognozy, z których wynika, że około 2020 roku na drugie miejsce na liście zagrożeń zdrowotnych na świecie wysunie się depresja. A zatem, pomimo tego, że śmierć z głodu i zimna nie jest podstawowym problemem „naszego świata”, to troska o zapewnienie dobrobytu i utrzymania życia na tzw. „wysokiej stopie” może okazać się równie zabójcza. Bieda ma również zupełnie inne oblicza. Inne jest oblicze biedy w miejscach, w których była ona zawsze obecna, do której ludzie w jakimś stopniu się przyzwyczaili, a zupełnie inne w obozach dla uchodźców Syryjskich w Turcji, czy Libanie, które zamieszkują ludzie, którzy jeszcze niedawno mieli własne domy, mieszkania, sklepy i firmy, a dzisiaj są całkowicie zdane na łaskę organizacji charytatywnych. Ten świat nie jest miejscem, jakim jego Stwórca chciał by był. Światełkiem w tunelu jest pozostaje jednak to, że mimo wszystko poziom skrajnej biedy udało się w pewnym stopniu zmniejszyć. Dzięki zaangażowaniu i ciężkiej pracy tysięcy pracowników i wolontariuszy organizacji charytatywnych, a także datków ludzi dobrej woli wiele ludzkich istnień udało się ocalić, a wielu innych poprawić los i warunki życia.

I tak przechodzimy do naszego drugiego pytania: dlaczego tak trudno jest nam się dzielić? Dlaczego grupa kilkuset najbogatszych osób na tej planecie nie rozwiąże raz na zawsze problemu biedy rozdając swoje roczne dochody? Odpowiedź na to pytanie również znajdziemy w Biblii. W Przypowieściach Salomona 18,11, czytamy, iż „Mienie bogacza jest jego warownym grodem i wysokim murem, lecz w jego własnym mniemaniu”. Żeby dobrze zrozumieć siłę tej metafory, musimy cofnąć się do czasów, w których miasta otaczano murami obronnymi. Jak pewnie wiecie z lekcji historii lub odbytych podróży sztuka wojenna zmieniała się wraz z rozwojem technologii. Dawniej, ufortyfikowany gród stanowił strategicznie kluczowe miejsce w operacjach wojskowych. Kiedy myślimy o warownym grodzie, nasze pierwsze skojarzenia mogą poprowadzić nas do „Potopu” H. Sienkiewicza, a nasza wyobraźnia podsunie nam przed oczy wysoki mur klasztoru jasnogórskiego, na których dzielny Kmicic daje odpór szwedzkim najeźdźcom. Największym zagrożeniem okazuje się być legendarna „kolubryna”, wielka armata, która sieje spustoszenie wśród obrońców i może lada chwili zmusić klasztor do kapitulacji. Dlaczego? Właśnie dlatego, że jej siła rażenia jest olbrzymia, tak olbrzymia, że za chwilę mury chroniące załogę mogą runąć, a wówczas będzie ona bez szans w otwartej konfrontacji z przeważającymi siłami nieprzyjaciela. Dopiero brawurowa akcja naszego bohatera ratuje klasztor a w efekcie, kto wie, może i państwo przed upadkiem. Czasem nawet niewielka załoga broniąca dobrze ufortyfikowanej twierdzy mogła całymi miesiącami bronić się przed oblegającymi. W niektórych przypadkach, można było ją zdobyć tylko głodem. Podobnie było w czasach Biblijnych. Miasto było miejscem, w który mieszkać chciał każdy. Mury miejskie chroniły przed najeźdźcami, chroniły przed rabusiami, dzikimi zwierzętami i ekstremalnymi warunkami pogodowymi, które często nawiedzały tamtą szerokość geograficzną. Miasto dawało schronienie, miasto oznaczało bezpieczeństwo. Ale warowne miasto dawało coś więcej. To w mieście działy się rzeczy najważniejsze. Wysoka pozycja w mieście oznaczała wysoką pozycję w ówczesnym świecie. Miasto dawało prestiż. Biedni ludzie nie mogli spać w mieście jeśli nie mieli tam domów, zmuszeni byli do pozostania poza jego murami, narażeni na wszelkie niebezpieczeństwa. Dlatego właśnie autor Przypowieści odwołuje się do bogactwa, jako warownego miasta. Generalnie, można powiedzieć, że ludzie dzielą się na dwie kategorie w kontekście traktowania pieniędzy: dla jednych, pieniądze stanowią źródło bezpieczeństwa. Dają im przeświadczenie, że tak długo, jak długo mają ich dostatecznie wiele, ich życie i życie ich bliskich jest pod kontrolą. Tacy ludzie, mają sporą łatwość gromadzenia i oszczędzania, a trudno jest im się rozstawać z gotówką. Dla drugiej grupy natomiast, pieniądze wiążą się z prestiżem. Ta grupa ludzi ma raczej tendencje do wydawania niż gromadzenia, ponieważ ich wartość zbudowana jest w oparciu o styl życia, który mogą wieść dzięki posiadanym zasobom. Im więcej mogą wydawać, tym lepiej się czują, a ich samopoczucie rośnie lub spada wprost proporcjonalnie do stanu posiadania i możliwości wydawania. W jednym i drugim przypadku, znajduje to odzwierciedlenie w podejściu do pracy, wypoczynku, dzielenia się z innymi. Albowiem odwieczny problem z posiadaniem dużego majątku jest taki, że nie jest on nigdy wystarczająco duży. Ci, którzy gromadzą zawsze mają poczucie, że muszą zgromadzić jeszcze więcej, aby czuć się bezpieczniej, a ci, którzy wydają, zawsze chcą wydawać jeszcze więcej. Tak jak z pytaniem w starym dowcipie: dlaczego mężczyzna, który ma 10-ro dzieci jest szczęśliwszy od mężczyzny, który ma 10 milionów dolarów? Bo nie chce więcej. Niedawno skazany został na 21 miesięcy pozbawienia wolności Leo Messi, słynny argentyński piłkarz, który wraz z ojcem ukrył przed fiskusem dochód 6 milionów Euro. Problem polega na tym, że Messi zarabia rocznie, bagatela, 36 milionów Euro! Co sprawia, że pomimo tego, iż posiada majątek, którego nie jest wstanie wydać za swojego życia, naraził na szwank swoje dobre imię i nałożył na siebie brzemię przestępcy, żeby zarobić jeszcze więcej? Mury miasta. To one sprawiają, że idziemy na skróty. To one sprawiają, że racjonalizujemy grzech. Chęć zbudowania wyższych murów pcha nas do robienia tego, co wiemy, że jest złe. Ale nasze pragnienie posiadania poczucia bezpieczeństwa albo poczucie wartości zawsze znajdzie uzasadnienie i wytłumaczenie naszego postępowania. Jest tylko jeden problem. Fragment, który przed chwilą przeczytaliśmy mówi, że  „Mienie bogacza jest jego warownym grodem i wysokim murem, lecz w jego własnym mniemaniu”. To oznacza, że ono nie jest nim naprawdę. To oznacza, iż im bardziej znajdujemy się pod jego wpływem i władzą, tym bardziej zaburzony obraz mamy, co do prawdziwej wartości pieniędzy. Sedno problemu tkwi w tym, że pieniądze nie są warownym grodem. Nie ochronią nas przed chorobą, nie ochronią przed śmiercią, nie zapewnią bezpieczeństwa w czasie wojny pożogi. Ludzie, którzy wczoraj mieli piękne domy a dzisiaj mieszkają w namiotach na granicy Syryjsko-Libańskiej coś o tym wiedzą. Pieniądze nie dadzą nam poczucia wartości, ponieważ jeśli związane ono jest z tym, co nam dają, to wraz z ich stratą tracimy wartość. Siła pieniędzy tkwi w tym, że potrafią one imitować Boga, ale nim nie są. Bo tylko Bóg pokazać nam naszą prawdziwą wartość i tylko on może dać nam bezpieczeństwo, które nie zależy od żadnych okoliczności. Dlatego czytamy w dzisiejszym słowie: „A nie mówię tego z powodu niedostatku, bo nauczyłem się przestawać na tym, co mam. Umiem się ograniczyć, umiem też żyć w obfitości; umiem być nasycony, jak i głód cierpieć, obfitować i znosić niedostatek. Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie”. Co nam mówi to słowo? Otóż przede wszystkim to, że życie Pawła i jego duchowy stan nie jest zależny od stanu jego posiadania. Paweł mówi, iż nie ma nic złego w byciu nasyconym tu i teraz, ale tak naprawdę nasze prawdziwe bogactwo jest gdzie indziej. Nasze prawdziwe bogactwo jest niezniszczalne. Dlatego może spać spokojnie, bo jego skarb nie niszczeje. Kiedy zaczynamy rozumieć, że pieniądze nie dadzą nam tego, co obiecują, to stracą moc nad naszym życiem. To łatwiej będzie nam się z nimi rozstać. To będziemy mądrzejsi w wydawaniu i oszczędzaniu. Bardzo istotne jest także to, iż Paweł podkreśla, że on „nauczył się przestawać na tym, co ma”. To znaczy, że nie jest on z natury „twardzielem”, który „czy słońce czy deszcz” z uśmiechem na twarzy znosi każdą przeciwność. Paweł nie jest stoikiem, który jak powiada Seneka: „stoi wyprostowany wobec każdego brzemienia, ponieważ zna swoje możliwości i wie, że po to się narodził by nosić brzemiona”. Nie, Paweł mówi, że jego moc wobec trudności nie jest oparta na jego własnej sile. Jego siłą jest Chrystus, który jest jego prawdziwym warownym grodem.

Widzimy, że wolność od władzy pieniędzy w życiu jest pewną drogą, której uczymy się poddając nasze życie Jezusowi. Im lepiej go znamy, tym bardziej nasze życie, nasze szczęście staje się niezależne od okoliczności i stanu konta. I wówczas bez bólu możemy się dzielić z tymi, którzy potrzebują. I tak przechodzimy płynnie do dawania. Muszę się przyznać, że moim największym i niedoścignionym wzorem w tym obszarze jest założyciel naszego kościoła Jan Wesley. Jan Wesley, kiedy został ordynowany na księdza anglikańskiego, otrzymał mieszkanie na parafii i 25 funtów brytyjskich pensji rocznie. Postanowił jakoś urządzić swoją skromną parafię i zakupił do niej kilka obrazków. Następnego dnia przyszła służąca, która miała mu posprzątać mieszkanie. Wesley zdenerwował się, bo była zima, a dziewczyna ubrana była jedynie w suknię, a na szyję miała narzucony cienki szal. Wielebny ofuknął ją, że to nieodpowiedzialne ubierać się tak na mróz, po czym usłyszał od niej, że ona ubrała się we wszystko, co ma w swojej szafie. W reakcji na to, Jan Wesley sprzedał dopiero zakupione dekoracje i kupił dziewczynie płaszcz. Policzył swój domowy budżet i wyszło mu, że na życie konieczne jest 23 funty, a resztę może oddać biednym i tak zrobił. W następnym roku, zarobił już 30 funtów, na życie wydał 23 a resztę rozdał. W kolejnym roku zarabiał już 35 funtów, a na życie wydał 23, resztę rozdając biednym. Pod koniec swojego życia, jako autor wielu książek zarabiał już rocznie grubo ponad 1,500 funtów. Czy wiecie ile zatrzymywał dla siebie? 23 funty. A może zaryzykować i żyć w taki sposób? A może tak powinniśmy żyć? Może wówczas świat uwierzyłby chrześcijanom, że oni naprawdę gromadzą sobie skarby w niebie? Może zacząć od tego, że będziemy dawać trochę więcej? Może zrezygnować z polepszania sobie życia, żeby polepszyć życie innych? Jest tyle organizacji charytatywnych, które ratują ludzkie życie, ratują życie dzieci?

Wiecie, Pan Jezus, kiedy oddawał za nas samego siebie, nie oddał jednego procenta. Oddał siebie całego. Jezus rozumie biednych tego świata, bo sam był biedny. Przyszedł na świat w żłobie – w śmierdzącym miejscu przeznaczonym dla zwierząt, a nie w królewskich pachnących pałacach. Jego rodzice złożyli w ofierze w świątyni za niego parę synogarlic lub dwa gołąbki – stawkę przeznaczoną dla biedy bied. Wjeżdżał do Jerozolimy na ośle, czy wiecie jak groteskowo wygląda człowiek na ośle? Żaden możnowładca nie wjeżdża tryumfalnie na pożyczonym ośle, Sancho Pansa jechał na ośle. Kiedy umarł pochowano go w cudzym grobie. Chociaż współczesne agencje ratingowe majątek ruchomy nieruchomy Jezusa wyceniłyby na najniższej możliwej skali, to oddał on za nas coś, czego na tym świecie nie można kupić, nawet za łączny majątek 358 miliarderów. Oddał swoją Boską uchwałę, uniżył się by być człowiekiem i oddał za ciebie i za mnie swoje święte, nieskalane grzechem, nieskalane złem życie. Ukrzyżowano go poza murami warownego miasta, jako wyrzutka i złoczyńcę, choć tak naprawdę tylko on zasłużył na to aby mieszkać w warownym mieście, nowej Jerozolimie. Abyśmy my mogli mieszkać tam razem z nim.

Kiedy Filipianie wysyłali Epafrodyta z darem do Pawła, pewnie w najśmielszych snach nie oczekiwali, że stanie się on przyczynkiem do napisania listu, który za dwa tysiące lat będą studiować jacyś ludzie w jakimś kraju, który jeszcze nie istniał w ich czasach. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć skutków, które może przynieść nasza ofiara. Ten świat może stać się dzięki naszym pieniądzom miejscem bardziej przypominającym to, jakim pierwotnie miał być i jakim pewnego dnia będzie. Może dzięki tobie jakieś dziecko nie umrze z głodu. Może ktoś, kto stracił nadzieję na wyście z depresji usłyszy ewangelię? I to jest najlepszy plon z ziarna, które możesz siać. Amen.

  • Continue Reading
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4

Kategorie

  • Aktualności
  • English Sermons
  • Kazania
  • Muzyka
  • Przeczytaj kazanie
PIXELMEAL-01 copy
Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. dowiedz się więcej.